MATERIAŁY
KARMAZYNOWEGO KRĘGU
Seria: Sztuka
ławeczkowania
SHOUD 3 –
prezentowany przez ADAMUSA SAINT-GERMAINA za pośrednictwem
Geoffrey’a Hoppe
11 grudnia 2021
r.
www.crimsoncircle.com
Jestem tym, kim
jestem, Adamusem suwerennym.
Witamy w grudniowym
Shoudzie 2021 roku. Witamy wszystkich z całego świata w tym
bezprecedensowym czasie, pośród tego wszystkiego, co dzieje się
teraz na planecie.
Wydaje się, jakby
to było wczoraj, jakbyśmy dopiero co zebrali się po raz pierwszy.
Wydaje się, jakby upłynęły zaledwie chwile, od kiedy Tobiasz
odszedł, a ja przyszedłem – w każdym razie ja mam takie
wrażenie. Jak ten czas zleciał! Jak wielką robotę wykonujemy
razem!
Weźmy z tym głęboki
oddech rozpoczynając ten Shoud i biorąc kolejny zakręt, czy też
zbliżając się do kolejnego Punktu Oddzielenia w pracy, którą
wykonujemy. Weźmy z tym porządny, głęboki oddech w tym pięknym
Shoudzie.
Takie ładne tło tu
stworzono, piękną scenerię z kwiatami, drzewami i pluszowymi
misiami. Weźmy po prostu porządny, głęboki oddech z pięknem
naszego zgromadzenia. Hm.
Bez precedensu
To są rzeczywiście
bezprecedensowe czasy przede wszystkim dla was – dla Shaumbry, dla
Karmazynowego Kręgu – bezprecedensowe, ponieważ nigdy wcześniej
tego nie robiono. Nigdy wcześniej grupa ludzi na całej planecie nie
przechodziła przez swoje Urzeczywistnienie i nie wchodziła w
mistrzostwo, żeby potem pozostać na planecie.
Opowiadałem
ostatnio na zajęciach Kasamy o incydencie, który miał miejsce w
Klubie Wzniesionych Mistrzów. Podam tutaj krótką wersję. Otóż
pewnego wieczoru byłem w Klubie Wzniesionych Mistrzów i spokojnie
czytałem książkę, gdy usłyszałem rozmowę innych Wzniesionych
Mistrzów, wystarczająco głośną, żeby wiedzieli, że ją słyszę,
wystarczająco głośną, żeby mnie zirytować. Mówili o tym, jak
wy macie łatwo. Jeden z nich, Sebastian, wytykał: „Oni tam mają
tak łatwo. Mają całą tę technologię i zbierają się w sieci,
gdzie wszyscy na całym świecie mogą się podłączyć, mają
komputery i mogą wskoczyć do samolotu i polecieć na warsztaty na
Hawaje. Mają wszystkie te udogodnienia. Kiedy my wchodziliśmy w
nasze Urzeczywistnienie, nie mieliśmy tego wszystkiego. Byliśmy
zdani na siebie. Musieliśmy robić to sami. Nie wiedzieliśmy, że
istnieje jakaś inna grupa. Nie mieliśmy Wzniesionych Mistrzów, by
dla nas czanelowali. Było nam bardzo ciężko”.
I tak ciągnęli ten
temat w ten sposób. W końcu odłożyłem książkę i słuchałem
przez chwilę, a moje zniecierpliwienie i irytacja rosły. I wtedy
inny Wzniesiony Mistrz powiedział: „Taak, oni mają tak łatwo, a
my musieliśmy dochodzić do wszystkiego z takim trudem. Teraz na
planecie mają łatwo”.
Trzasnąłem ręką
w książkę, podszedłem do grupy i powiedziałem: „Wiecie, taak,
mają pewne nowoczesne udogodnienia. Mogą robić ze mną Shoud, do
którego Shaumbra z całego świata może się podłączyć, mogą
nagrywać zajęcia w chmurze i mogą łatwo drukować książki w
dzisiejszych czasach. I, tak, mają teraz pewne nowoczesne
udogodnienia, ale wy się wstydźcie” – powiedziałem.
„Wstydźcie się,
ponieważ kiedy byliście na planecie i dochodziliście do
Urzeczywistnienia, nie było to takie szalone. Planeta nie była taka
szalona. Sprawy toczyły się o wiele wolniej. Teraz pojawiają się
tysiące patentów dziennie tylko w samych Stanach Zjednoczonych na
wynalazki, które znajdują zastosowanie. Kiedy dochodziliście do
Urzeczywistnienia setki czy tysiące lat temu, nic nowego nie
powstawało. Wszystko było takie samo”. Powiedziałem: „Teraz
sprawy toczą się tam szybko i wściekle, i nie wiem czy moglibyście
to wytrzymać. Ilość danych, ilość informacji i szybkość, z
jaką wszystko się zmienia – nie sądzę, żeby ktokolwiek z was
mógł sobie z tym poradzić”.
Trochę sobie z tego
pokpiwali, a ja pomyślałem: „OK, przejdę do sedna sprawy”. I
wyłożyłem im całą prawdę: „Wiecie, kiedy dochodziliście do
Urzeczywistnienia, tak, było wam trudno, tak jak i mnie, do pewnego
stopnia. Ale jest jedna wielka różnica między wami a Shaumbrą, a
mianowicie wy po Urzeczywistnieniu odeszliście. Och, może
zostaliście kilka dni, kilka tygodni, czy jak Kuthumi kilka lat, ale
reszta z was odeszła od razu, a ta grupa tego nie robi. Ta grupa
zostaje na planecie.
„Nie muszą
zostawać. Mogliby po prostu zaakceptować swoje Urzeczywistnienie i
przyzwolić na nie, a potem odejść, ale oni zostają i to zostają
w ciałach fizycznych, które są bardzo obolałe. Zostają tutaj,
mając do czynienia ze zbiorową świadomością, która zmienia się
w niespotykanym tempie. Zostają na planecie, kiedy dzieją się na
niej naprawdę szalone rzeczy. Nie wycofują się. Nie mówią: ‘OK,
przekroczyłem linię mety. Osiągnąłem Urzeczywistnienie i teraz
stąd spadam’. Oni zostają i robią to, żeby zrealizować coś,
co nazywamy Atlantydzkim Marzeniem. Zostają, żeby świecić swoim
światłem na planecie w czasie, kiedy ona potrzebuje tego, jak nigdy
dotąd.
„Zostają, żeby
świecić swoim światłem i nieraz przyjdzie im przeżywać trudne
dni. Zdarzać się będą dni, kiedy ogarniać ich będzie niepokój.
Przyjdą dni, w których trudno będzie im znosić innych ludzi i
zbiorową świadomość, ale zostają. I nie tylko na kilka tygodni
czy kilka dni. Zostaną na planecie na długie lata, dekady nawet, a
wy nie zostaliście”.
Czułem w głębi,
że mam rację. Wyrażałem się bardzo jasno; byłem bardzo
stanowczy. Nie uśmiechałem się ani trochę, tak jak teraz. Czułem
wewnętrzne zadowolenie, że im to wyłożyłem. W sali zapadła
cisza. W tym czasie wokół zebrały się tysiące Wzniesionych
Mistrzów i każdy z nich milczał, nie wiedząc jak zareagować. I
wtedy z tyłu sali, z samego końca, dało się słyszeć pojedyncze
klaskanie – (klap! klap! klap! klap!) – jeden ze
Wzniesionych Mistrzów bił brawo. I wkrótce było ich pięciu,
potem 100, potem kilka tysięcy i wkrótce cała sala w Klubie
Wzniesionych Mistrzów brawami dawała wyraz swojemu uznaniu dla was,
dla pracy, jaką wykonujecie.
Był to tak
wzruszający moment, że nie sądzę, bym mógł go kiedykolwiek
zapomnieć. Tak wzruszający moment, kiedy cały Klub Wzniesionych
Mistrzów zdał sobie sprawę z tego, jak ważne jest to, co robicie.
I, jasne, macie pewne nowoczesne udogodnienia, ale bywają one
również nowoczesnymi wrzodami na tyłku. Chodzi mi o media
społecznościowe, mają one swoje dobre strony, mają też swoje złe
strony. Tempo, w jakim zmienia się technologia i medycyna – ma
swoje dobre strony, ale może mieć też złe. Cały problem ze
sztuczną inteligencją, o której zamierzam mówić w ProGnost,
ma swoje dobre strony, ale ma też swoje bardzo, bardzo niepokojące,
wręcz przerażające strony.
Tak, rzeczywiście,
pod pewnymi względami jest łatwiej, ale pod innymi, jak każdy z
was wie, jest trudno, a nawet trudniej niż kiedykolwiek. A ze
współpracy z wami wiem, jak i Kuthumi wie ze współpracy z wami,
że zobowiązaliście się pozostać tutaj. Nie musicie tego robić i
jak wiecie – ci z was, którzy osiągnęli Urzeczywistnienie –
przychodzi taki moment, kiedy uświadamiacie sobie, że oto jesteście
urzeczywistnieni, już dłużej o nim nie myślicie, nie walczycie z
nim, ani nie próbujecie go osiągać, po prostu uświadamiacie
sobie, że jesteście urzeczywistnieni, a wtedy przychodzi
zrozumienie, że nie musicie zostawać.
Kusi, żeby odejść.
Kusi, bo odejście oznacza, że oto nagle nie musicie zmagać się z
tym fizycznym ciałem. Nie musicie zmagać się z irytacją i
przykrościami ze strony innych ludzi lub waszych rodzin. Nie musicie
radzić sobie ze światem, z jego wzlotami i upadkami, z jego
kręceniem się w kółko i ludźmi wariującymi – naprawdę,
dosłownie – z powodu szybkości, z jaką wszystko się zmienia. I
niekoniecznie w najbliższym czasie będzie lepiej. Nie przewiduję
żadnego rodzaju kryzysu czy katastrofy, ale sprawy będą
przyspieszały coraz bardziej i ludziom będzie coraz trudniej się z
tym mierzyć. Wpłynie to najpierw na ich umysły, a potem
ostatecznie na ich ciała, ale przede wszystkim wpłynie na ich
umysły, na ich stabilność psychiczną. I oczywiście stosowane
środki zaradcze to po prostu podawanie im leków, które tak
naprawdę tylko otumaniają umysł. Wszystkie uczucia, wszystkie
doznania, wszystkie dramaty i emocje nadal w nim pozostają, ale
teraz są zamaskowane, przykryte przez leki. I jak odkryła
współczesna nauka, można być na tych antydepresantach... och,
witaj, droga Lindo.
LINDA: Witaj.
ADAMUS: Wyglądasz
dzisiaj ślicznie.
LINDA: Dziękuję
panu.
ADAMUS: Tak, czułem
cię za plecami, jakbyś mi sugerowała, że stąpam tu po cienkim
lodzie i zastanawiała się, czy nie przekraczam granicy. Ale Linda
powie wam, zanim otworzę usta, że wszystko, co mówię, jest tylko
dla rozrywki.
LINDA: Jak na razie
wszystko jest w porządku. Nie przekroczyłeś linii.
ADAMUS: Taak, taak.
LINDA: Blisko.
ADAMUS: Taak.
LINDA: Blisko.
ADAMUS: Oficjalne
zastrzeżenie, ale zostawmy to.
LINDA: Nie, nie,
nie. Nie. Byłeś OK.
ADAMUS: OK, dobrze.
LINDA: OK.
ADAMUS: Dobrze. Po
prostu ostrzegaj mnie za każdym razem...
LINDA: OK, dziękuję
panu.
ADAMUS: ...gdy
czujesz, że przekraczam linię, żebym mógł ją przekroczyć.
LINDA: Och, OK.
ADAMUS: Taak,
dobrze, dobrze.
LINDA: Świetnie,
Adamus.
ADAMUS: Dobrze.
LINDA: Wspaniale.
Świetnie. Słuszna uwaga.
ADAMUS: A więc mamy
oto taką sytuację, że ludzie dostają te leki, a będzie ich coraz
więcej, i to nie tylko antydepresantów, ale coraz więcej tego, co
macie teraz na planecie – opioidów – czegoś na uśmierzenie
bólu. Będzie to coraz bardziej powszechne na całej planecie,
ponieważ wszystko zmienia się tak szybko. Żyjecie w
bezprecedensowych czasach. Nic takiego nie miało wcześniej miejsca.
Przepraszam, muszę
się napić kawy. Uwielbiam rozkoszować się smakiem ziemskiej kawy,
kiedy tu przychodzę. (bierze łyk) Mm. I widzę, że faktycznie
robią tutaj latte...
LINDA: Och...
ADAMUS: Tak.
LINDA: ...twój
smakołyk.
ADAMUS: To jest
smakołyk i powinien być wystarczającym powodem dla każdego, żeby
przyjść tu na warsztaty.
LINDA: Do licha,
tak.
ADAMUS: Wczujcie się
w to przez chwilę, w te bezprecedensowe czasy na planecie, jakich
nigdy wcześniej nie było. Nie ma ich do czego porównać. Możecie
cofnąć się do czasów starożytnych. Możecie cofnąć się do
rdzennych ludów planety. Możecie cofnąć się do Atlantydy,
Lemurii, tak daleko wstecz jak tylko chcecie i nie znajdziecie
niczego podobnego. Nawet w najlepszych czasach Atlantydy. Nie było
niczego podobnego, jeśli chodzi o rozwój technologii, szybkość, z
jaką rzeczy się dzieją, zmiany, które dosłownie wybuchają na
planecie. I używam słowa „wybuchają”, co oznacza, że tak
wiele jest zmian w systemach społecznych, w systemach finansowych, w
wynalazczości i wytwórczości. To są erupcje i nie jest to
negatywne określenie. Oznacza ono tylko, że sprawy dzieją się tak
szybko, że typowemu człowiekowi trudno jest zachować równowagę.
I dlatego właśnie
w Klubie Wzniesionych Mistrzów, kiedy zaczęto mówić o tym, że
Shaumbra ma tak łatwo i ma całe to przewodnictwo Adamusa,
powiedziałem: nie, nie, nie. Shaumbra nie ma łatwo. Wiem w dużym
stopniu przez co przechodzicie teraz na planecie. Nie ma innej grupy,
która przechodziłaby przez to, przez co wy przechodzicie, dążąc
do Urzeczywistnienia.
I równocześnie
właśnie teraz naprawdę uczycie się wsłuchiwać w głos intuicji,
w wasz gnost, zamiast polegać na starych przyzwyczajeniach umysłu,
a to może być przerażające. Wymaga to ogromnego wzrostu zaufania
do siebie, gdy umysł próbuje was powstrzymać mówiąc: „Nie,
musisz być logiczny”.
Pojawia się teraz
cały ten problem z ciałem świetlistym. Wkracza ciało świetliste.
Ciało świetliste otrzymuje teraz od was pozwolenie na wejście, a
Kuthumi zagłębia się w to bardzo szczegółowo w swoim przekazie
zatytułowanym Tworzenie Ciała Świetlistego (Making
Light Body). Jestem zachwycony, że zgodził się to
zrobić. Tak wiele zmienia się w waszej biologii właśnie teraz w
całym tym czasie powstawania nowego gatunku ludzkiego. I chociaż
brzmi cudownie, że oto wkracza ciało świetliste, to może być
trudno. Ono wywrze wpływ na wasze ciało fizyczne.
A do tego
wszystkiego dochodzi cała ta historia z COVID-em, o której powiem
za chwilę, a dużo więcej powiem o niej podczas ProGnost 2022.
Kiedy pojawia się ciało świetliste, brzmi to cudownie, ale ma ono
wpływ na wasze ciało fizyczne i wnosi niepokój do umysłu. Jest
teraz dużo niepokoju wśród Shaumbry z powodu tych wszystkich
zmian.
Dlatego wyrażam
uznanie dla każdego z was. Będę wstawiał się za wami w Klubie
Wzniesionych Mistrzów czy w innym miejscu całej kreacji, żeby
bronić tego, co robicie i pomagać innym zrozumieć, co robicie
teraz tutaj na planecie. Składam wam moje osobiste podziękowania za
to, że przechodzicie przez to, przez co przechodzicie, za to, że
przyzwalacie na własne Urzeczywistnienie, przyzwalacie na bycie
wcielonym Mistrzem na planecie.
Dziękuję każdemu
z was. To nie jest łatwe zadanie, ale to jest Atlantydzkie Marzenie
i być może jedna z najbardziej – (Adamus wzdycha) –
satysfakcjonujących, pięknych rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobicie.
Tak więc, weźmy z
tym porządny, głęboki oddech.
Koronawirus
COVID. COVID, hm.
Pomyliłem się co do niego – he! – tak jak i każdy inny
Wzniesiony Mistrz, który wypowiedział się na ten temat. Nikt z nas
tak naprawdę nie rozumiał skali COVID-u. Miał on nadejść szybko
i wściekle, i odejść stosunkowo szybko. COVID miał wstrząsnąć
biologią, gdyż ludzie naprawdę zaczną przechodzić w nowy
gatunek, a także, w bardzo dużym stopniu, miał wstrząsnąć
systemami finansowymi na planecie, gospodarką, powodując ponowne
przemyślenie wielu spraw.
Widać tego efekty –
ludzi mówiących, że po prostu nie chcą już pracować i to jest
ich prawo; ludzi mówiących: „Nie chcę być menedżerem średniego
szczebla przez całe życie, dostawać dwóch tygodni urlopu, a potem
przejść na emeryturę i umrzeć”. W tej chwili zachodzi całkowita
zmiana świadomości, jeśli idzie o pracę, zatrudnienie, karierę,
więcej ludzi niż kiedykolwiek wybiera samodzielność. Nie chodzi o
to, że chcą po prostu siedzieć w domu i być leniwymi wałkoniami.
Mówią: „Coś więcej chcę robić. Nie wiem co, ale coś więcej
chcę robić na tej planecie”.
COVID wstrząsa
systemami jak nigdy dotąd, i, tak, pomyliliśmy się, i będę
pierwszym, który przyzna, że zakładałem, iż wejdzie szybko i
szybko wyjdzie. Ale po drodze wydarzyło się coś zabawnego. No,
może nie aż tak zabawnego, ale coś się po drodze wydarzyło.
Kiedy pojawił się COVID, teraz mijają chyba dwa lata... (zwraca
się do Lindy)
LINDA: Tak.
ADAMUS: ...od kiedy
COVID pojawił się po raz pierwszy i zaczął przenikać do
populacji, do biologii, wówczas to ludzie zrobili przedziwny zwrot,
przedziwny ruch. Zamiast sprowadzić COVID do pojedynczego, wielkiego
doświadczenia, powiedzieli – ludzkość, zbiorowa świadomość w
ogólności powiedziała: „Zróbmy gruntowne porządki. Nie
wykorzystujmy go jedynie po to, żeby dokonać pewnych zmian w
społeczeństwie, pewnych zmian w gospodarce. Wykorzystajmy go w
pełni”. Innymi słowy, zbiorowa świadomość dała przyzwolenie
na to, żeby powstawały jego warianty, a teraz jak rozumiem macie
to, co nazywacie wariantem Delta, a po nim jeszcze jeden.
LINDA: Omikron.
ADAMUS: Jaki?
LINDA: Omikron.
ADAMUS: Wariant
Omikron. Wytwarza teraz wszystkie te warianty, a pojawią się
jeszcze inne, ponieważ COVID, mając na to pozwolenie ludzkości,
robi tu kompletne porządki. A być może – być może – nawet
dlatego, że na planecie było wystarczająco dużo istot świecących
swoim światłem, które powiedziały: „Po prostu to zróbmy”.
LINDA: Łał.
ADAMUS: Jest
wystarczająco dużo istot, które mają za sobą doświadczenie
smoka w swoim własnym życiu – a w pewnym sensie COVID jest jak
najbardziej... jest smokiem – jest więc wystarczająco dużo
Shaumbry, która przeszła przez doświadczenie smoka, żeby móc
powiedzieć: „Nie poprzestawajmy na małym smoku. Idźmy na całość.
Nie róbmy małych porządków, żeby potem wrócić za kilka lat i
zrobić trochę więcej. Zróbmy to po prostu teraz”.
Być może więc
właśnie to światło pomogło wpłynąć na zbiorową świadomość,
żeby zdecydowała: „Wchodź. Zajmijmy się tym teraz. Niech
wejdzie i zmieni systemy”. I, tak, spowodowało to wiele zgonów,
ale, w pewnym sensie, są to istoty, które były gotowe odejść. I
nie próbuję minimalizować smutku i cierpienia, które pojawiają
się, kiedy ktoś umiera z powodu czegoś takiego jak COVID, ale
generalnie byli to ludzie, którzy i tak nie zamierzali tu długo
zostać. Znaleźliby jakiś inny sposób odejścia, a dla wielu z
nich oznaczało to po prostu wznowienie gry, ponowne uruchomienie,
gdyż stwierdzili: „Zdecydowanie szedłem złą drogą w tym życiu”
lub „Po prostu niczego w tym życiu nie zrobiłem. Zamierzam
wystartować ponownie”.
Najprawdopodobniej
za około pięć do siedmiu lat zobaczycie coś w rodzaju mini boomu
populacyjnego, wywołanego tym, że ci, którzy odeszli z powodu
COVID-u, teraz dostaną trochę czasu na odświeżenie się po
drugiej stronie, a następnie powrócą. Ale najważniejsze jest to,
co COVID zrobił i że dalej robi głębokie porządki we wszystkim.
COVID dosłownie
wplótł się głęboko w zbiorową świadomość. Mogło stać się
inaczej, mianowicie mogło być tak, że przyszedłby, wywarł swój
wpływ i odszedł, a tymczasem on wplótł się jak rak. Innymi
słowy, stał się teraz częścią tkanki życia, a tym samym wpływa
na wszystko. Wpływa na przemysł medyczny i, powtarzam, patrząc z
pozytywnego punktu widzenia, badania, czas, wysiłek i pieniądze,
które zostały przeznaczone na prace badawcze w medycynie, będą
wykraczały daleko, daleko poza szukanie sposobu na COVID. Pojawi się
nowe zrozumienie ludzkiego genomu. Nowe zrozumienie tego, jak
cząsteczki atomowe współpracują ze sobą. I, ponad wszystko,
genialne zrozumienie, które, jak czuję, pojawi się w ciągu
najbliższych 18 miesięcy, praktyczne zrozumienie tego, jak
pierwiastki, jak cząsteczki wchodzą i wychodzą z realnego świata.
Nie będzie to tylko teoria jakiegoś fizyka, ale głębsze
zrozumienie, wraz ze zrozumieniem przemieszczania się cząsteczek.
Każda cząsteczka,
każdy obiekt w tej rzeczywistości ma swój odpowiednik lub
równoległy do siebie obiekt lub też cząsteczkę w niefizycznej
rzeczywistości. Ten odpowiednik jest jak cień lub jak duch i
czasami przemieszczają się one tam i z powrotem, a czasami
cząsteczka z tej rzeczywistości przechodzi całkowicie do innej
rzeczywistości, a następnie powraca, lub to, co było
cząsteczką-cieniem powraca do fizycznej rzeczywistości.
Chodzi o to, że to
nowe ukierunkowanie na badania medyczne sprawi, iż badacze
zrozumieją teraz, jak naprawdę zachowują się cząsteczki
wchodzące i wychodzące z rzeczywistości, a zatem będą mieli
lepsze zrozumienie tego, co ludzie nazywają innymi wymiarami, ale
tak naprawdę są to inne rzeczywistości.
Tak więc,
następstwem COVID-u, koronawirusa – wolę to określenie – jest
to, że właśnie teraz zmienia on planetę. Przyspiesza zmiany.
Powoduje wiele przemyśleń na naszej planecie i będzie tu obecny
przez jakiś czas, chociaż nie podejmuję się robić żadnych
prognoz. Nie pytajcie mnie, jak długo pozostanie.
LINDA: OK.
ADAMUS: Nie będę
robił żadnych przewidywań w tej sprawie.
I tak to wszystko
się dzieje, a wy zdecydowaliście się tu zostać. Wybraliście
bycie wcielonymi Mistrzami, a to nie jest łatwe. I, proszę,
niektórzy z was być może użyli trochę za dużo cukrowego pudru i
bajkowych posypek, sądząc, że wejście w mistrzostwo będzie
łatwe. Będzie inne i pod wieloma względami łatwe, ale pod pewnymi
względami o wiele trudniejsze.
Nie chodzi o
osobisty punkt widzenia, nie chodzi o pytania typu: „Co zrobiłem
źle?”, ale o daleko poważniejszą refleksję: „Są dni, kiedy
po prostu nie chcę tu być”. I czujcie się z tym w porządku. Nie
próbujcie z tym walczyć, ponieważ faktycznie będą dni,
kiedy poczujecie się zwyczajnie przeciążeni, ponieważ wyczujecie
to wszystko, co będzie się działo wokół was. Nie musicie nawet
czytać gazet... czy ludzie jeszcze czytają gazety? Nie musicie –
Cauldre mi podpowiada – och, zaglądać do Internetu, na YouTube i
do tym podobnych rzeczy funkcjonujących w dzisiejszych czasach, żeby
zrozumieć, że jest ciężko, a wy czujecie to na poziomie zmysłów.
Czujecie to wszystko wokół siebie, a ciągle macie nawyk
traktowania tego jako coś swojego, jako skutek czegoś, co wy
robicie źle. Nie ma niczego takiego. Po prostu (słychać odgłos
spadnięcia czegoś na podłogę) wyczuwacie to, co jest wokół was.
(Adamus chichocze)
A zatem weźmy z tym
porządny, głęboki oddech, gdy tu rzeczy spadają z sufitu. Ale,
ech, to się musi zdarzać. Tyle się dzieje się wokół was.
Naturalna
ochrona
Jak to powiedzieli
Cauldre i Linda w części informacyjnej, dzieje się i nadal będzie
się działo. Dopóki pozostajecie tutaj w zbiorowej świadomości na
planecie, dopóki przebywacie pośród przyrody, dopóki otaczają
was inni ludzie, różne sytuacje będą się zdarzać. Przykładem
ostatnio było drzewo padające na dom. Ale wyrządziło ono bardzo
małe szkody. Nikt osobiście nie ucierpiał. Nikt nie został ranny,
Bella też nie.
Drzewo przewróciło
się, bo jest częścią przyrody. Drzewa się przewracają i nie
przestaną się przewracać tylko dlatego, że jesteście wcielonym
Mistrzem. Jednakże, kiedy takie rzeczy się dzieją i to dzieją się
wokół was, jako wcielony Mistrz macie naturalną ochronę. Drzewo
może się przewrócić, ale zamiast upaść prosto na dom i
wyrządzić wiele szkód, przewróciło się w nieomal precyzyjny
sposób, niesamowity według mnie sposób. I upadło tak, że szkody
były minimalne. Wywołało to wiele emocji i dramatyzmu, co, jak
sądzę, do pewnego stopnia spodobało się Cauldre'owi i Lindzie.
LINDA: (szeptem)
Co?!
ADAMUS: Z pewnością
zwrócili na to uwagę. (Linda chichocze) Linda siedzi tutaj i
przewraca oczami. Jest w tym naprawdę dobra, w przewracaniu oczami.
Ale wy macie przed
tym, co dzieje się wokół was, coś w rodzaju naturalnej ochrony.
To nie znaczy, że różne przypadki nie będą się wydarzać. Będą,
ale wy macie jakby – chcę być precyzyjny, żeby Cauldre
powiedział to właściwie – macie jakby pierścień ochronny wokół
siebie, jednak nie myślcie o tym jak o białym świetle, którym
kiedyś zwykliście się otaczać. Tamto było czymś w rodzaju
ściany, bariery. Teraz macie do czynienia z rodzajem pola
energetycznego wokół siebie, waszego pola energetycznego, które
stanowi naturalną ochronę.
Może to dotyczyć
sytuacji, kiedy znajdziecie się w tłumie i będą tam ludzie,
którzy są nosicielami COVID-u, a wy po prostu macie naturalną
ochronę. Ktoś inny może się zarazić, ale wy niekoniecznie. Albo
powiedzmy zdarza się wypadek samochodowy, ktoś wpada w poślizg na
drodze i dochodzi do karambolu. Dzieje się to tuż przed wami, ale
jakimś sposobem, co wydaje się być niemal cudem, wam nic się nie
stało. Jest tylko małe wgniecenie na błotniku waszego samochodu.
Albo może się zdarzyć, że idziecie przez las, a tu nadchodzi
wielka burza, błyskawice i grzmoty szaleją wokół, ale was chroni
wasza naturalna ochrona.
Nie jest to anielska
ochrona i nie sprzedajemy tu dzisiaj polis ubezpieczeniowych. To jest
wasza naturalna energia. Jest to coś w rodzaju pola energetycznego
wokół was, sprawiającego, że możecie się znaleźć w samym
środku wszelkiego rodzaju dramatów, wszelkiego rodzaju szalonych
rzeczy dziejących się w danej chwili, jednak wy jesteście
chronieni i to jest wasza własna ochrona.
Chciałbym, żebyście
się w to teraz wczuli.
Macie tę ochronę,
ponieważ daliście sobie przyzwolenie na pozostanie tutaj. Macie ją,
ponieważ pozostajecie na planecie, a różne rzeczy będą się
działy. Nie wszystkie dni będą jasne i słoneczne. Zdarzać się
będzie chaos i problemy, i sytuacje wręcz bezprecedensowe, jak
awaria Internetu i tego rodzaju rzeczy, a wy możecie być dokładnie
tuż obok, ale jakoś was nie dotkną. To tak, jakby deszcz padał na
wszystkich innych, czego jesteście świadomi – czujecie zapach
deszczu w powietrzu, widzicie go – ale z jakiegoś powodu na was
nie pada.
Tak właśnie będzie
wyglądało życie w przyszłości. Nie zdarzy się tak, że nagle
cała planeta się oczyści i wszyscy zaśpiewają Kumbaję i będą
się obejmować. Tak może się stać w pewnym momencie, ale jeszcze
nie teraz. Zbyt wiele zmian zachodzi na planecie, nazbyt
wiele, żeby to było możliwe. Jeśli już, to przybędzie tylko
więcej konfliktów.
Chciałbym jednak
przede wszystkim, żebyście teraz zrozumieli, że oprócz tego, że
macie naturalną ochronę, rodzaj naturalnej ochrony, to możecie też
przebywać pośród szaleństwa, ale nie jesteście szaleni. Pomimo
to Shaumbra ciągle odczuwa niepokój gdzieś na najgłębszych
poziomach – niepokój – i jest to fantomowy niepokój. Cauldre mi
mówi, że pisał o tym ostatnio (tutaj).
Niepokój jest fantomowy, a wy wyłapujecie to, co jest wokół was –
innych ludzi, planetę w ogóle, przyszłość – ale to nie jest
wasze.
To nie jest
wasze
Shaumbra ma zwyczaj
brania wszystkiego na siebie. Robicie to od wielu, wielu wcieleń.
Jesteście strażnikami energii na planecie. Byliście swego rodzaju
zbawcami w wielu sytuacjach w poprzednich życiach. Wzięliście na
siebie wiele z tej planety, wiele z masowej świadomości. Wciąż
tego trochę w was jest i to wywołuje niepokój.
Ten niepokój jest
czymś w rodzaju koca z końskiego włosia, którego używałem od
czasu do czasu. Niektórzy z was mogą nie znać takich koców –
zapewniają one pewien stopień komfortu i ciepła, ale gryzą jak
diabli. A co do Shaumbry, wy ciągle zdajecie się lubić tę rolę
planetarnej niańki strzegącej energii, biorącej na siebie sprawy,
które nie są wasze, po to, żeby pomóc je załatwić, żeby mieć
nadzieję, że pomożecie zbiorowej świadomości. Ale nadszedł
czas, żeby to porzucić. Nadszedł czas, żeby spalić ten koc z
końskiego włosia, ponieważ w prawdziwej pracy, którą wykonujecie
tutaj na planecie – w świeceniu swoim światłem – nie ma na to
miejsca. Nie ma takiej potrzeby. I wiem, że czasami jest wam miło i
wygodnie czuć się tak, jakbyście naprawdę coś robili i zajmowali
się problemami świata, ale kiedy wejdziecie w swoje świetliste
ciało przekonacie się, że to już nie działa zbyt dobrze.
Bierzecie na siebie
sprawy innych ludzi, energie innych ludzi, a to jest bardzo, bardzo
trudne dla ciała fizycznego. Bierzecie na siebie duży dodatkowy
ciężar, który nie jest wasz. Wielu z was, którzy są chorzy,
którym brak energii, którzy mają różne dolegliwości… to
wszystko nie jest wasze. Wzięliście na siebie problemy zbiorowej
świadomości, częściowo dlatego, że jesteście bardzo wrażliwi –
czujecie te rzeczy i wtedy mówicie: „Och, musi być ze mną coś
nie tak” – częściowo dlatego, że wciąż wykonujecie pracę
społeczną. Niech inni wykonują pracę społeczną. Oni chcą piąć
się w górę. W miarę jak świadomość ludzi rośnie, chcą robić
to, co wy robiliście kiedyś.
Bycie strażnikami
energii, planetarna praca społeczna, duchowa praca społeczna, to
już nie należy do waszych obowiązków. A kiedy wejdzie wasze ciało
świetliste, to skupianie się na tamtych problemach będzie bardzo
trudne. Przede wszystkim nie są wasze i chciałbym, żebyście
naprawdę umieli to dostrzec. Nie są wasze, a wy nadal macie
tendencję do myślenia, że są i traktujecie je jak swoje, ale one
waszymi nie są.
Co jest wasze?
Tobiasz określił to najlepiej: „To, co wybieracie”. Jeśli
czegoś nie wybieracie – śmieciowych myśli w waszym mózgu,
problemów zdrowotnych – jeśli tego nie wybieracie, to nie jest to
wasze. Jeśli to wybieracie, trudno, jest wasze. Ale macie to prawo,
a ja powiem, że teraz macie obowiązek – wobec mnie i wobec
Shaumbry, a głównie wobec siebie – zostawić te sprawy.
Na ostatnich
spotkaniach tutaj w Konie czerpałem wielką przyjemność z
wypytywania ludzi o ich problemy. Lubią mówić – nie tak jak
kiedyś, ale nadal, do pewnego stopnia – o poczuciu bycia ofiarą i
o tym, że w swoim życiu znaleźli się w miejscu, w którym po
prostu, no wiecie, nie mogą nic zrobić i nic im się nie udaje, a
ja na to, że dzieje się tak dlatego, bo wciąż się ich trzymacie.
Nadal uważacie je za swoją własność. Jeśli wciąż tak jest, to
dlatego, że nadal się wam podobają.
Tak więc, zamierzam
teraz zaprosić każdego z was do odpuszczenia sobie tego
wszystkiego. Mamy inną pracę do wykonania. Mamy świecić światłem,
promieniować światłem, zamiast ściągać na siebie ciemne chmury
innych ludzi. Nie jesteście już tutaj po to, żeby zbierać ciemne
chmury, żeby przyjrzeć się, czy potraficie je przetworzyć i nad
nimi zapanować, i żeby zajmować się wszystkimi tymi bzdurami.
Jesteście teraz tutaj po to, żeby świecić światłem, a to jest
wielka różnica i wiecie o czym mówię. Jest wielka różnica
między promieniowaniem waszym światłem, a pogrążaniem się w
ciemnych chmurach, które tak naprawdę nie są wasze.
Weźmy z tym
porządny, głęboki oddech. Hm!
Idźmy dalej.
Zmieniam biegi. Ale zanim to zrobię, chcę jeszcze raz położyć
nacisk na tę naturalną ochronę. Jest to coś, co jest z wami jako
wcielonymi Mistrzami, ponieważ zostajecie na planecie. Tak działa
energia. Wasza własna energia nie wyrządzi wam krzywdy, chyba że
tego chcecie, chyba że chcecie tej krzywdy. Jeśli nie, możecie
znaleźć się pośród różnych zdarzeń i będzie tak, jak z willą
Ahmyo: drzewo przewróciło się, jednak nie spowodowało większych
szkód. A powstałe szkody stały się jedynie dobrym przykładem
zobrazowania tego, o czym mówię, a w sumie dostarczyły też
niezłej zabawy na dzień czy dwa. Ale w innym otoczeniu, z innymi
ludźmi, prawdopodobnie uległoby zniszczeniu około połowy lub
jednej trzeciej całego domu.
Tak więc, weźmy z
tym głęboki oddech.
Miłość
Następny temat –
miłość. Miłość.
Nie mówię zbyt
wiele o miłości, z wielu istotnych powodów, ale zamierzam zacząć
mówić o niej więcej. Nie mówię o niej, nie wymieniam jej w moim
zwykłym słownictwie rozmawiając z Shaumbrą, nie robimy miłosnych
Kumbaya, ponieważ dla mnie miłość nie jest tym, za co uważa ją
większość ludzi, czy nawet jak jej doświadcza. Dla mnie ludzka
miłość jest mocno przeszacowana.
Miłość została
wysoce zmanipulowana i generalnie jest czymś, co musicie dać innym.
Czasami być może sami ją otrzymujecie, ale głównie jest to coś,
co należy dawać innym. Nie słyszy się zbyt często o otrzymywaniu
miłości. Słyszy się o dawaniu miłości.
Miłość była
bardzo, bardzo nadużywana nawet w Biblii i niektórych innych
świętych księgach. Miłość została totalnie wypaczona przez New
Age, począwszy od lat sześćdziesiątych, ale tak naprawdę
wykraczając daleko poza ten okres. Została wypaczona przez New Age
– „Wszyscy będziemy się kochać i będziemy uprawiać miłość
Kumbaya, wszyscy jesteśmy jednością i wrócimy do kochania się w
jedności” – i dla mnie jest to rodzaj farsy. Jest to rodzaj
ogromnego niezrozumienia energii i tego, czym naprawdę jest miłość.
Dla mnie miłość
jest czymś, co po raz pierwszy zostało doświadczone tu, na Ziemi.
A ludzie mówiący o Bogu rozdzielającym miłość – od razu
czujecie, że coś jest nie tak, bo mówią o Bogu jako o „nim”,
rozdzielającym miłość „na życzenie” lub na wezwanie. Bóg
rozdaje trochę miłości tu i trochę tam. Bóg – cokolwiek to
jest – nie miał pojęcia, czym jest miłość. Wasza dusza, wasze
Ja Jestem nie miało pojęcia czym jest miłość, dopóki ludzie nie
pojawili się na tej planecie.
Nikt nie powiedział:
„Pójdziecie na tę planetę, żeby doświadczyć miłości”,
ponieważ nie wiedział, co to jest miłość. Przybyliście na
planetę, żeby zrozumieć związek między świadomością i energią
w imieniu waszych anielskich rodzin, których nie kochaliście,
ponieważ nie było miłości.
No więc przybywacie
na tę planetę, wyruszacie na to niewiarygodne, szalone poszukiwanie
zrozumienia energii i świadomości, i co znajdujecie? Miłość.
Czystą miłość. Miłość do drugiego człowieka. Połączenie tak
wyraźne, wspomnienie – nawet w tej rzeczywistości –wspomnienie
o tym, skąd z tą drugą osobą pochodzicie, wiedząc, że oboje
przybyliście z miejsca położonego daleko, daleko, dawno temu. I
właśnie owo połączenie zapoczątkowało to, czego nigdy nie
doświadczono na tej planecie – miłości – i ostatecznie miłość
stała się jednym z anielskich zmysłów.
Dalej kochaliście,
ale potem odkryliście ciemną stronę miłości – adwokatów
rozwodowych. Odkryliście brutalność miłości. Kiedy rodzic was
bije i mówi: „Robię to, bo cię kocham”, kiedy wracacie do domu
pewnego popołudnia i znajdujecie swojego partnera w łóżku z kimś
innym, a on mówi: „Nie! Nie, naprawdę cię kocham. To był tylko
mały wybryk z mojej strony”. I wtedy miłość boli. Miłość
gryzie.
Albo też ludzie –
ludzie, którzy nigdy wcześniej się nie spotkali, nagle mówią:
„Och, kocham cię”, wiecie, jakby to było słowo typu „chleb”
czy „powietrze”. Otóż nie, myślę, że to trochę przesadne
użycie tego słowa. Myślę, że trzeba znać kogoś dłużej niż
10 minut, zanim się go pokocha, przeważnie.
Miłość jest
jednym z tych zjawisk, których najpierw doświadczyli ludzie na
Ziemi, a teraz toruje sobie ono drogę przez całe stworzenie.
Istnieją anielskie istoty, które przybywają tu tylko po to, by
doświadczyć miłości, coś w rodzaju Cyrku Miłości: „Chcemy
tam zejść i zobaczyć, jak to wygląda, ta rzecz zwana miłością”.
A o czym są wasze piosenki? O miłości. O miłości. Ile piosenek
napisano o maśle orzechowym? Niewiele. Pisze się o miłości. Ile
piosenek jest o odkryciach naukowych? Około 10, ale wszystkie
pozostałe są o miłości na planecie.
Nie mówiłem o
miłości, a wy możecie uznać, że jestem trochę cyniczny –
może? Nie wiem, czy możecie to stwierdzić, wyczuć w moim tonie,
gdy mówię o miłości – a mówię tak po prostu dlatego, że jest
ona nadużywana, manipulowana, komercjalizowana, źle rozumiana i
raniąca na wiele sposobów.
Mieliście różne
doświadczenia z miłością i większość z was, znacząca
większość, w waszym ostatnim
wcieleniu po prostu postanowiła żyć w pojedynkę oświadczając:
„Nigdy więcej miłości. Skończyłem z tym”. Żadnych więcej
związków i partnerów. Nigdy więcej zakochiwania się, jak to
bywało wcześniej, kiedy po prostu traciliście poczucie sensu i
poczucie Siebie, bo zakochiwaliście się w kimś tak głęboko.
Miało to swój cel. Dużo się nauczyliście i musieliście zaznać
miłości.
I tak to wielu z was
w ostatnim wcieleniu żyło w pojedynkę, jako samotnicy, z dala od
innych ludzi i z dala od miłości. Potrzebowaliście tego czasu
tylko dla siebie, bez niedogodności związku miłosnego. Tak,
powiedziałem „niedogodności”, ponieważ tak też może być. I
wtedy weszliście w to wcielenie.
Weszliście w to
wcielenie, no wiecie, z pełną wiedzą o tym, dlaczego tu jesteście.
Z pełną wiedzą o tym, o co chodzi w tym wcieleniu. To znaczy, nie
w szczegółach, ale z ogólnym pojęciem, po co tu jesteście –
dla Urzeczywistnienia i ostatecznie dla pozostania jako wcielony
Mistrz. A po drodze wielu z was próbowało wrócić do związków,
które się nie sprawdzały. Wielu z was próbowało, pracowało
przez lata lub dziesięciolecia nad związkiem, nad całą tą
kwestią komórki rodzinnej i całą tą kwestią miłości, i nic z
tego nie wychodziło. I wielu z was jest dziś nadal smutnych –
kiedy tak rozmawiamy późną nocą – i mówi: „Ależ Adamus,
zależało mi właśnie na tym, żeby mieć partnera, ukochanego w
tym życiu i nic z tego nie wyszło. Tak naprawdę to jedyna rzecz w
moim życiu, która nigdy się nie spełniła, to ten partner, moja
bratnia dusza”. A kiedy tak mówicie o tej „bratniej duszy”,
jestem bliski zakrztuszenia się i zwymiotowania, a wy dalej swoje:
„O, nie! Przepraszam. Miałem na myśli mój bliźniaczy płomień”.
I wtedy mam ten wyraz twarzy. Nie ma żadnej bratniej duszy, ani
bliźniaczego płomienia.
Weszliście więc w
to życie mając ponownie nadzieję na miłość, ale również
wiedząc, że ją odrzucicie, ponieważ nie chcieliście, żeby
cokolwiek przeszkadzało wam w Urzeczywistnieniu.
Miłość jest
piękną rzeczą – ta miłość, o której ja mówię, a nie typowa
ludzka miłość – miłość to taka piękna rzecz, kiedy możecie
otwarcie dzielić się wszystkim z drugą osobą. Dzielić się swoim
ciałem, dzielić się najgłębszymi, najbardziej intymnymi myślami,
dzielić się opowieściami o swojej podróży, dzielić się
śmiechem, dzielić wyprawę do kina czy długą jazdę samochodem.
Kiedy nie ma nic do ukrycia, kiedy nie ma nic, co musielibyście
zataić, to jest miłość. Jeśli jesteście w sytuacji, w której
się hamujecie, w której coś skrywacie, w której chowacie się w
sekretnych zakamarkach waszej psychiki i waszego ducha, kiedy jest
zazdrość, kiedy są oskarżenia i cała reszta, to nie jest miłość.
To nie jest miłość. To jest związek, ale to nie jest miłość, o
której mówię.
Tak więc po drodze
ludzie odkryli miłość i doświadczyli jej głęboko, doświadczyli
jej ciemnej i pięknej strony, i nie, wcale nie jestem przeciwny
miłości. Jestem przeciwny niewłaściwemu używaniu słowa
„miłość”. Och, miłość. I, oczywiście, największą ze
wszystkich i najbardziej nieuchwytną jest miłość do samego
siebie.
Nadszedł czas,
droga Shaumbro, drodzy Mistrzowie, nadszedł czas, żeby kochać
siebie w sposób non-makyo. Nie na starą modłę: „Och, kocham
siebie, kocham siebie”, bo wcale nie kochacie. Nadszedł czas, żeby
naprawdę siebie kochać.
Będę o tym mówił
częściej i czasami bardzo krytycznie w stosunku do tego, co nazywam
„miłością w starym stylu” lub tandetną miłością. Będę
mówił o tym, jak ważne jest w tej chwili kochać innych, ale też
jak to jest kochać siebie. A jest to trudne, bo choć zaszliście
tak daleko i jesteście tak świadomi, to nadal trudno jest wam
kochać siebie. I przypomnijcie sobie, co mówiłem o relacji z
partnerem. Prawdziwa miłość jest wtedy, kiedy nie ma żadnego
powstrzymywania się. Nie ma żadnych sekretów. Nie ma ukrytych
komnat czy korytarzy. Nie ma zazdrości. Kiedy jest otwarta i ufna.
To jest prawdziwa miłość. Kiedy nie jesteście ze sobą związani
dopóki śmierć was nie rozłączy. To nie jest miłość. To jest
religia.
Prawdziwa miłość
nigdy nie trzyma się kurczowo nikogo ani niczego. Nie ma potrzeby
trzymania się kogoś, czepiania się kogoś, uzależniania kogoś,
bo to nie jest miłość. Miłość to głębokie zaufanie do siebie
i do innych.
Ale teraz będziemy
mówić więcej o kochaniu siebie – o kochaniu siebie – i jest to
naprawdę jedna z najtrudniejszych i najbardziej wymagających
rzeczy. O wiele łatwiej jest kochać innych. O wiele łatwiej jest
obdarzać miłością innych, dawać miłość, niż ją otrzymywać
od kogoś, ale głównie od siebie. Głównie od was samych.
Teraz nadszedł
czas, żebyśmy porozmawiali o miłości w sposób, o którym być
może nigdy wcześniej nie słyszeliście. Zrobimy kilka specjalnych
spotkań, spotkań miłości, ale chcę poruszyć ten temat właśnie
teraz. To jest następny zakręt, który weźmiemy lub następny
Punkt Oddzielenia, jakkolwiek to nazwiecie – kochanie siebie.
Wyobraźcie sobie
teraz przez chwilę możliwość kochania siebie bezwarunkowo.
Przybyliście na tę
planetę nie wiedząc o miłości nic. Potem ją odkryliście i
zakochaliście się. Potem uprawialiście seks, a następnie
mieliście wiele innych romantycznych relacji. A potem miłość
skwaśniała jak zepsute mleko. Ale dzięki temu dowiedzieliście się
czym miłość nie jest, aż w końcu znaleźliście się teraz tu,
by pokochać siebie.
Ten rodzaj miłości,
o którym będziemy mówić, to nie makyo, a jeśli zaczniecie robić
z niej makyo, pojawi się smok i schrupie wam to wasze ciasteczko
miłości. Nie pozwoli na ten rodzaj miłości przesłodzonej,
cukierkowej. Mówię o prawdziwym kochaniu siebie. To brzmi
wspaniale, prawda? A jednak jest takie trudne. Jest bardzo trudne.
Weźmy teraz razem
głęboki oddech, ponieważ robimy z Shaumbrą następny krok. A
kiedy wrócę do Klubu Wzniesionych Mistrzów, powiem to i owo tym
draniom, tym, którzy mówili jak wam jest łatwo, powiem im tak:
„Wiecie, nad czym teraz pracujemy?”, albo ujmę to lepiej: „Teraz
przyzwalamy na prawdziwą miłość do Siebie”. Nie na tę
infantylną miłość, deklarującą „kochanie świata”, choć w
rzeczywistości wcale tego nie robicie. Kochanie Siebie oznacza tak
naprawdę wypełnienie zadania, dla którego przybyliście na tę
planetę, albowiem żeby prawdziwie zrozumieć współdziałanie
energii i świadomości, musicie również zrozumieć, jak kochać
siebie.
Kochać siebie to
zaakceptować siebie w pełni, zaakceptować wszystko. Wszystko.
Weźmy z tym
porządny, głęboki oddech. Ach! Pyszna kawa.
OK, następny punkt.
Następny na naszej paradzie hitów. Hm.
Ech, pozostanę
jeszcze przez chwilę przy wczuwaniu się w miłość. Po prostu
wczujmy się – w miłość do siebie – i pozwólmy jej przejść
przez waszą świadomość właśnie teraz. Przybyliście na tę
planetę, żeby uczyć się o współdziałaniu świadomości i
energii, a co znajdujecie? Miłość do drugiego człowieka, a potem
przechodzicie przez wszystkie doświadczenia z nią związane. Jest
kochanie kogoś dobre albo złe, a potem przez jakiś czas jakby go
nie było. Wydaje się, że miłość zniknęła z waszego życia, a
później przychodzi czas, żeby pokochać siebie.
Niewielu spośród
tych, którzy są teraz na tej planecie czy było kiedyś, naprawdę
kochało siebie. Niewielu. Będziemy kochać siebie – nie razem –
ale będziemy to robić niejako równocześnie.
Opowieść
Mistrza
OK, weźmy porządny,
głęboki oddech, ponieważ zmieniam biegi. Po raz kolejny chciałbym
wam przedstawić historię, historię opowiedzianą przez Mistrza.
Pewnego późnego
popołudnia Mistrz siedział w swoim domu, czytał książkę przy
kominku, delektował się kieliszkiem dobrego wina, robił to, co
robi prawdziwy Mistrz relaksując się czasem. Mistrz prowadzi dużo
lekcji i jego dni są wypełnione po brzegi, ale wie, że raz na
jakiś czas musi znaleźć chwilę dla siebie. Siedział zatem
czytając książkę i nagle usłyszał jeden z tych dzwonków –
he! – dzwonek zadźwięczał w jego głowie. Nie żeby
dosłownie usłyszał dzwonek, ale poczuł jakby szturchnięcie. Było
to wewnętrzne przekonanie, że nagle musi odłożyć książkę,
włożyć płaszcz i wyjść na spacer.
Ciekawe jest to, że
Mistrz nie wiedział dlaczego, a Mistrz nie zadaje pytań, ponieważ
kiedy zadaje się pytania, wchodzi się na poziom mentalny. Jak tylko
pada pytanie: „Dlaczego to czuję?” i „Czy tylko mi się coś
zdaje?” lub „Co powinienem zrobić? Co Duch próbuje mi
powiedzieć?” Nie, nie, nie, nie, nie.
Mistrz poczuł ten
dzwonek, to szturchnięcie, założył płaszcz i zrozumiał, że ma
po prostu iść na spacer, nie wiedząc dlaczego, nie wiedząc dokąd
go ten spacer zaprowadzi. I to jest tak ważna wskazówka dla was
wszystkich. Coś poczujecie i zwykle zaczynacie się nad tym
zastanawiać, diagnozować to, badać, analizować i głupieć od
tego. Teraz nadszedł czas, żeby wsłuchiwać się w swoją
wewnętrzną wiedzę, tak jak zrobił to Mistrz. Włożył płaszcz i
wyszedł z domu, nie wiedząc, czy powinien skręcić w lewo, czy w
prawo, czy iść prosto, nie wiedząc nic. Ale wiedział i ufał
sobie na tyle, by być pewnym, że to będzie właściwa droga,
właściwe miejsce.
Szedł przez około
siedem minut i w końcu doszedł do małego jeziorka na terenie
kampusu otoczonego dużymi, pięknymi drzewami, a tam na parkowej
ławce tego późnego popołudnia nad jeziorem siedziała jedna z
jego uczennic, Christina, płacząca, siedząca na ławce i
szlochająca. Mistrz zatrzymał się na chwilę. Czuł, że z
Christiną dzieją się ostatnio jakieś dziwne rzeczy, jakby coś ją
dręczyło, więc tak naprawdę nie był zaskoczony widząc ją
płaczącą. Była dobrą uczennicą. Była zdecydowanie oddana,
zaangażowana w swoje Urzeczywistnienie. Dobrze rozumiała swoją
energię, ale coś jej przeszkadzało, coś wchodziło jej w drogę.
Stał tam przez
chwilę wczuwając się w Christinę, chcąc wyczuć, czy dobrze
będzie, jeśli do niej podejdzie, czy może powinien po prostu
odejść. Ale kiedy się w nią wczuł, nie próbując szukać słów
w swojej głowie i nie starając się dowiedzieć czegoś od Wyższego
Ja Christiny, po prostu wczuł się w energię, tak jak wy
powinniście się wczuwać. Nie zajmujcie się tym mentalnie. Nie
mieszajcie sobie w głowie. Nie czekajcie, aż usłyszycie jakiś
potężny głos. Po prostu wczujcie się. Sięgnijcie do swojej
wewnętrznej wiedzy. Tak właśnie zrobił Mistrz. Wczuł się i
wydało mu się całkiem stosowne, żeby do niej podejść, prawie
jakby energie go zapraszały.
A więc Mistrz –
ahem – chrząknął kilka razy, żeby jej nie przestraszyć,
podszedł do ławki, na której siedziała z głową w dłoniach
szlochając, szlochając. Usiadł po prostu obok niej nie mówiąc
ani słowa, nie mówiąc żadnych głupich rzeczy w rodzaju: „Jak
się masz?” (Linda z lekka chichocze), jak ona miałaby na to
odpowiedzieć? Czy nie tak pytają ludzie: „Jak się masz?”,
„Jestem załamana. Nie chce mi się żyć. A ty jak się masz?”
Nie! (Linda chichocze) Mistrz po prostu usiadł – cieszę się, że
rozbawiłem Lindę. (Adamus chichocze)
Mistrz po prostu
usiadł obok niej. Przyzwyczajajcie się do tego, że jesteście
obok. Mistrz zwyczajnie pozwolił, żeby jego światło świeciło.
Nie musiał nad tym pracować. Nie musiał naciskać przycisku i
mówić: „Światło, świeć”. Prawdziwy Mistrz zawsze roztacza
światło. Mistrz po prostu siedział tam przez jakiś czas, nie
próbując wysyłać jej wszelkiego rodzaju energii o dobrych
wibracjach, nie próbując jej uzdrawiać, nie wykonując żadnych
śpiewów ani modłów. Nie wyciągnął z kieszeni kadzidła i nie
zapalił go, żeby oczyścić powietrze. Nic z tych rzeczy. Po prostu
tam siedział. To był doskonały pomysł. Tego właśnie
potrzebowała.
Nie potrzebowała w
tym momencie potoku słów. Nie potrzebowała pouczających rad od
starego człowieka, a już na pewno nie potrzebowała zapachu
kadzideł wokół siebie. Czasami ludzie mają ten dziwny pomysł,
żeby próbować pomagać innym ludziom i według mnie jest to
cholerna ingerencja. Czasami wystarczy sama obecność – kiedy
czujecie, że jest zaproszenie, wystarczy sama obecność – i nie
potrzeba wielu słów, jeśli w ogóle są potrzebne.
Mistrz usiadł zatem
obok Christiny. Wiedziała, że on tam jest. Od razu to wyczuła, a
on po prostu siedział. Nic nie mówiąc, nie starając się wywierać
nacisku na Christinę, po prostu siedział. W pewnym momencie, jakieś
pięć minut później, Christina przestała płakać, jakby złapała
oddech, otarła łzy z twarzy, a Mistrz sięgnął do kieszeni
płaszcza, wyciągnął flaszkę brandy i podał jej bez słowa.
Pociągnęła spory łyk, a potem westchnęła z ulgą.
Nie chodzi o to, że
Mistrz powinien zawsze nosić przy sobie flaszkę brandy, ale czasami
nie jest to zły pomysł. Dokładnie tego Christina potrzebowała, po
prostu czegoś, co przerwałoby całą tę emocjonalną, katartyczną
sytuację, w której się znalazła. Mistrz wiedział, że musiała
przez to przejść w jakimś stopniu, ale zdawał sobie też sprawę,
że w niej utknęła. A teraz kręciła się w kółko.
Mistrz zorientował
się, że w jej życiu były jakieś problemy, sprawy, które nie
potoczyły się tak, jak chciała, a konkretnie dotyczyły związku,
w jakim była, związku, który trwał około pięciu lat. Nie wyszła
za mąż za tego człowieka, ale mieszkali razem, a on po prostu
zabrał się i odszedł bez uprzedzenia. Po prostu powiedział „to
koniec”, a ona była zdruzgotana.
Wreszcie Christina
powiedziała do Mistrza: „Po prostu nie jest moim przeznaczeniem
poznać miłość”.
Mistrz zwyczajnie
sobie siedział. Są chwile, kiedy lepiej nic nie mówić. Mistrz
siedział, a ona mówiła: „Wiesz, Mistrzu, to nie jest pierwszy
raz. Poprzedni związek trwał dwa lata, a ten przed nim ledwie osiem
miesięcy, a ten jeszcze wcześniejszy jakieś pięć, sześć lat”.
I dodała: „Po prostu nie jest mi pisane, żebym w ogóle była z
kimś w związku w tym wcieleniu”.
Mistrz naprawdę
rozumiał, ponieważ, jeszcze zanim przyzwolił na swoje
Urzeczywistnienie, przechodził od jednego związku do drugiego,
próbując znaleźć odpowiedzi, próbując doszukać się sensu i
próbując znaleźć miłość, i żaden z nich się nie sprawdził.
Wiedział, jak to jest mierzyć się z mrokiem miłości, żeby
ostatecznie wyłonić się z miłością do Siebie, a to wszystko,
czego trzeba. Wtedy jednak, gdy już pokochacie Siebie, możecie
naprawdę wejść w relację z drugim człowiekiem opartą na
prawdziwej miłości.
Christina zaczęła
mówić. Przypuszczam, że duży łyk brandy rozwiązał jej trochę
język, zaczęła bowiem swoją opowieść od oznajmienia: „Mistrzu,
udałam się ostatnio po poradę do psychoterapeuty”.
W reakcji na to
słowo Mistrz przewrócił oczami, podobnie jak zrobiła to wcześniej
Linda. „Psychoterapia, o mój Boże. Psychoterapia jest dla
uzależnionych” – pomyślał Mistrz. Nie śmiał powiedzieć tego
Christinie, ale psychoterapia jest dla uzależnionych, ten rodzaj
ludzkiej terapii, który istnieje obecnie. Ludzie są uzależnieni od
swoich problemów, a psychoterapia je wzmacnia. Psychoterapia
sprawia, że jeszcze bardziej pogrążają się w swoich problemach,
zamiast je rozwiązywać. Psychoterapia często bardziej niż
cokolwiek innego przyczynia się do tworzenia świadomości ofiary i
krzywdziciela. Cauldre mnie teraz zrugał, a ja nie mówię, że
wszyscy psychoterapeuci są tacy, ale na ogół psychoterapia tak
właśnie wygląda. Nie szuka źródła problemu. Próbuje łatać i
naprawiać, a kiedy to nie działa, podsuwa leki.
Christina mówiła
dalej: „Mistrzu, chodzę ostatnio na terapię, próbując znaleźć
odpowiedź na pytanie, dlaczego nie udaje mi się stworzyć udanego
związku, dlaczego zawsze zaczyna się dobrze – kiedy się zaczyna,
naprawdę myślę, że to najlepsza miłość, jaką kiedykolwiek
znalazłam – ale potem zaczynają się nieporozumienia. No i
zaczynamy się kłócić. Wkrada się chłód. Zapada milczenie.
Potem pojawiają się oskarżenia i wszystko zmienia się z czegoś
pięknego, błogiego w coś niedobrego. Terapeutka powiedziała mi,
że to ja to wszystko tworzę. Powiedziała, że prawdziwym powodem
tego, co się dzieje, jest to, że moje wewnętrzne dziecko zostało
zranione i ona chce, żebym dla tego wewnętrznego dziecka zbudowała
schronienie. To zajmie około miesiąca i będzie kosztować około
ośmiu tysięcy dolarów, ale chodzę na te seminaria trzy lub cztery
razy w tygodniu i uczę się o moim zranionym wewnętrznym dziecku”.
Mistrz pomyślał:
„Sam wypiję całą tę flaszkę brandy, jeśli jeszcze coś o tym
usłyszę”, ponieważ uświadomił sobie, że to naprawdę stek
psychologicznych bzdur.
Mistrz słuchał
Christiny jeszcze przez chwilę. Wiedział, że dla niej było ważne,
żeby to z siebie wyrzucić. On praktycznie się nie odzywał. Kiwał
głową od czasu do czasu, często przewracał oczami, ale prawie się
nie odzywał.
W końcu, kiedy
zamilkła wyczerpana mówieniem, Mistrz powiedział: „Christina,
problem nie ma nic wspólnego ze zranionym wewnętrznym dzieckiem.
Tak naprawdę dotyczy zranionego dorosłego.
„Chcę, żebyś na
chwilę zamknęła oczy i przypomniała sobie moment, kiedy po raz
pierwszy przybyłaś na tę planetę w tym życiu, kiedy urodziłaś
się w tym życiu. Chcę, żebyś przypomniała sobie, jak to miałaś
czystą wewnętrzną wiedzę o tym, dlaczego jesteś na tej planecie,
czystą wewnętrzną wiedzę o tym, co chcesz robić i dokąd chcesz
iść. I ona pozostała w tobie.
„Kiedy miałaś
rok, dwa lata rozmawiałaś z żywiołakami, wróżkami, ze mną i z
innymi, i to było naprawdę piękne. Kiedy miałaś trzy, cztery
lata, wciąż miałaś tę jasną pamięć, ale już stawałaś się
bardziej świadoma świata wokół ciebie i jego osobliwości, jego
wyzwań i trudności, ale wciąż pamiętałaś wyraźnie. I kiedy
miałaś pięć lat, a może nawet prawie sześć, też miałaś tę
jasną świadomość, dlaczego tu jesteś i co zamierzasz zrobić”.
I wyjaśnił:
„Christina, nie masz zranionego wewnętrznego dziecka. Ono zawsze
wszystko wiedziało. Ono zawsze, zawsze wiedziało. Masz zranioną
nastolatkę i zranioną dorosłą, bardzo zranioną dorosłą, ale
cała ta historia ze zranionymi wewnętrznymi dziećmi, nie, nie. To
po prostu nie tak. Jest to jedna z tych nowinek New Age, która
dobrze brzmi, ale wczuj się w to tylko”.
Powiedział jej:
„Chcę, żebyś wczuła się w to wewnętrzne dziecko, w siebie.
Sprowadź je tutaj. Wiesz, że czas nie istnieje. Nie ma przeszłości
i przyszłości, więc bądź swoim wewnętrznym dzieckiem właśnie
teraz. Wczuj się w nie”.
Christina siedziała
z Mistrzem w milczeniu przez jakiś czas i na początku walczyła
sama ze sobą, ponieważ, widzicie, cała jej koncepcja opierała się
na przekonaniu, że jej wewnętrzne dziecko jest zranione, więc
oczekiwała zranionego wewnętrznego dziecka i odpowiednio się
zachowywała. Jednakże nie przestawała głęboko oddychać i
wczuwać się, i w końcu – w końcu mogła poczuć swoje młodsze
ja, swoje wewnętrzne dziecko, że tak powiem. I nagle poczuła tę
jego klarowność, że wie ono, po co tu przyszło, i że schroniło
się gdzieś głęboko w niej.
Zostało zasypane.
Nie zaginęło, ale zostało przysłonięte przez wiele innych rzeczy
w życiu, jednak to wewnętrzne dziecko w swojej czystości, w swojej
prawdziwej wiedzy wciąż tam było. I to uderzyło Christinę, och,
jak cegłą. Uderzyło ją i wiedziała już dokładnie, że to nie
było zranione wewnętrzne dziecko. To były po prostu rzeczy, które
wydarzyły się w życiu, które wytrąciły ją z kursu, które
spowodowały, że oddaliła się lub przynajmniej myślała, że
oddaliła się od swojej prawdziwej misji czy zadania na tej
planecie.
Wczuła się w nie
przez chwilę i zaczęło przez nią przepływać piękno tego
krystalicznie czystego, małego dziecka, którym była, a potem
wszystkie wyzwania, wszystkie chmury, cienie i mroki ludzkości,
które zawirowały i spowodowały, że to wewnętrzne dziecko ukryło
się, ale nie zostało zranione. Postanowiło chronić siebie, żeby
mogło się wyłonić we właściwym czasie z całą swoją
klarownością.
Przepłynęło przez
nią strumieniem wspomnienie jej prawdziwego, czystego, dziecięcego
„ja”, a potem wszystko to, co sprawiło, że się ukryło,
wszystko to, co działo się w jej wieku nastoletnim, czy było to
poczucie, że była rozwiązła, czy że krzywdziła innych ludzi,
czy też zażywała narkotyki w młodym wieku, czy też miała po
drodze złych partnerów. I wtedy zdała sobie sprawę, że nie, nie
było żadnego zranionego wewnętrznego dziecka i jeśli mogłaby
powrócić do tej wewnętrznej wiedzy i pewności tego dziecka,
którym była, pomogłoby jej to zrozumieć wszystkie inne rzeczy,
które się wydarzyły.
Mistrz wyczuł, że
jest ona w tym punkcie ponownego połączenia i powiedział: „Teraz
weź głęboki oddech i pozwól powrócić tej dziecięcej
niewinności. Zostałaś zahartowana przez otaczający cię świat.
Stałaś się sceptyczna i cyniczna. Teraz pozwól, żeby ta
niewinność powróciła. Już czas”.
I pozwoliła.
Mistrz uznał, że
pora wstać i odejść. Christina zajęta była swoimi przeżyciami.
Doświadczała zjednoczenia czy też ponownego połączenia w sobie.
Po cichu wstał i już miał odejść, gdy Christina spojrzała na
niego pięknymi, ale wciąż zapłakanymi oczami i powiedziała:
„Mistrzu, czy nie zostawiłbyś mi swojej flaszki brandy?”
Droga Shaumbro, nie
ma w was zranionych wewnętrznych dzieci. Macie to wewnętrzne ja, tę
młodzieńczą, jasną, niewinną, czystą wewnętrzną wiedzę o
sobie, która była ukryta przez długi czas. To wewnętrzne ja nie
jest zranione. Nigdy nie było. Człowiek, dorosły, nastolatek może
był, i to wewnętrzne ja zostało jakby schowane, osłonięte przed
szaleństwem życia, ale nadszedł czas, żeby je przywrócić.
Puśćmy trochę
muzyki do meraby.
Meraba
wewnętrznego Chrystusowego dziecka
Nie ma zranionego
wewnętrznego dziecka.
(zaczyna płynąć
muzyka)
Jest nastolatek,
dorosły, czy kto tam, w średnim wieku, nawet senior, który wziął
na siebie po drodze zbyt wiele czegoś, co nie było jego. Wziął na
siebie po drodze za dużo.
I na dodatek, a
dotyczy to wielu z was, przybyliście na tę planetę i potem
musieliście długo czekać, aż nadejdzie właściwy czas, właściwy
czas na wykonanie waszej prawdziwej masji*, na bycie wcielonymi
Mistrzami.
*misja + pasja –
przyp. tłum.
Niektórzy z was
czekali jakieś 30, 40, 50 lat, a w ciągu tak długiego czasu
mogliście zaśniedzieć. Mogliście stać się bardzo negatywni, a
na dokładkę wzięliście na siebie dużo czegoś, co nie było
wasze. Bardzo dużo.
Wykorzystajmy tę
chwilę w tej merabie czystości i niewinności na sprowadzenie tej
części siebie z powrotem – tej części, którą wnieśliście ze
sobą, która była tak czysta przez tak wiele lat, tej części,
która wiedziała, dlaczego tu jesteście i tej części, która w
zasadzie zawierała przesłanie.
Zaprośmy teraz tę
część was z powrotem. Ona nie znajduje się w przeszłości. Jest
właśnie obok, właśnie teraz. Nie znajduje się nie wiadomo gdzie.
Jest dokładnie tutaj.
Była po prostu
ukryta z potrzeby ochrony. Nie chcieliście, żeby cokolwiek mogło
zanieczyścić lub zniekształcić tę piękną część was. To
dziecko, właściwie Chrystusowe dziecko.
Christos lub Dziecko
Kryształowe, które przybyło z taką wewnętrzną wiedzą i
determinacją. Ono jest tutaj, w tej chwili. Można je teraz
spokojnie przywołać. Teraz ma naturalną ochronę. Nadszedł czas,
by pozwolić mu się wyłonić.
„Zranione
dziecko”. Co ci ludzie wymyślają? Nie ma żadnego zranionego
dziecka. Jest czyste dziecko. Zraniony dorosły, może. Zranione
dziecko, nie.
(pauza)
Weźcie głęboki
oddech i pozwólcie powrócić tej czystości i niewinności. To jest
ta część was, która absolutnie wiedziała, po co tu przyszliście.
Może zaczęliście
kwestionować różne rzeczy w wieku siedmiu, ośmiu, dziewięciu
lat. Może daliście się wciągnąć w zbiorową świadomość lub
własne poczucie winy i wstydu. To nie ma znaczenia; nic z tego nie
ma znaczenia. Ale to nie jest zranione dziecko.
Zapraszam was,
żebyście wczuli się w nie, w tę czystość, w tę wewnętrzną
wiedzę. To jesteście wy prawdziwi.
Jeszcze zanim
zaczęliście zajmować się sprawami innych ludzi, zanim zaczęliście
utożsamiać się ze zbiorową świadomością, zanim zaczęliście
robić listy wszystkich swoich problemów i tego, co było złe, co
było zranione, co nie działało dobrze i gdzie popełniliście
błąd.
To czyste dziecięce
ja, Chrystusowe dziecko, którym jesteście, wiedziało, dlaczego tu
się znaleźliście.
(pauza)
To Chrystusowe
dziecko rozumiało, że ponad 2000 lat temu byliście na tej planecie
w tym samym czasie, co Jeszua. Jeszua był istotą zbiorową* – nie
istotą obdarzoną duszą, lecz zbiorowością was wszystkich – i
wiedzieliście, że kiedy Jeszua przyszedł, nadszedł czas, żeby
zasiać nasiona boskości, świadomości na planecie, a wy w końcu
wrócicie, żeby zebrać tego plony. To jest właśnie to wcielenie.
*Adamus obszernie
mówił na ten temat w Serii Odkryć, w Shoudzie 4 z 7 grudnia 2013
r., w rozdziale „Gra Jezusa”, gdzie używał określenia kompozyt
(ang. composite) – przyp. tłum.
Ten świąteczny,
bożonarodzeniowy okres jest odpowiednim czasem, żeby pozwolić
temu Chrystusowemu dziecku w was wysunąć się do przodu.
Żadnego zranionego
wewnętrznego dziecka. Nic z tych rzeczy. Co za farsa.
(pauza)
A zatem, Linda, czy
możesz mi podać tego misia? Taak, chcę mieć go tutaj.
LINDA: Och, czy on
zastąpi mnie?
ADAMUS: Tak.
(chichoczą) Teddy będzie odtąd prowadził oddychanie. (Linda
udaje, że płacze)
Tak więc, droga
Shaumbro, żadnego zranionego dziecka. Żadnego zranionego
wewnętrznego dziecka, nic z tych rzeczy.
To dziecko jest w
waszym wnętrzu, Chrystusowe dziecko. Teddy i ja, Linda i Bella,
prosimy was, żebyście teraz wzięli porządny, głęboki oddech.
Bella leży tam na plecach z łapkami w górze. Ona wie, o czym
mówię.
Weźmy razem głęboki
oddech.
Teraz jest już
dobrze. Macie naturalną ochronę. Możecie wpuścić to Chrystusowe
dziecko z powrotem do swojego życia. Ono ma w sobie wszystkie
wspomnienia i całą wewnętrzną wiedzę, całą czystość i
zrozumienie, dlaczego naprawdę przyszliście do tego wcielenia.
Ono nigdy nie
zniknęło. Było po prostu ukryte, chronione.
Nigdy nie wzięło
na siebie spraw innych ludzi, spraw zbiorowej świadomości, tak jak
zrobiło to wasze bardziej dorosłe ja.
Nigdy nie zostało
zranione i nigdy nie będzie zranione.
Weźcie porządny,
głęboki oddech, pozwalając temu Chrystusowemu dziecku wystąpić
naprzód.
Zabawne jest to, że
właściwie, można powiedzieć, przebiega to równocześnie z
pojawieniem się ciała świetlistego.
Niewinności ciała
świetlistego, prostoty ciała świetlistego. Żadnych śmieci,
żadnych odpadków, tylko czystość.
Może więc wpuścimy
zarówno Chrystusowe dziecko, jak i ciało świetliste.
Ha, a może, tylko
może, są one w pewnym sensie tym samym.
Głęboki oddech
teraz z Chrystusowym Dzieckiem.
Kończąc, drodzy
przyjaciele, życzę wam bardzo, bardzo szczęśliwych świąt. Mamy
wiele do zrobienia w 2022 roku. To będzie mocny rok, bardzo mocny
rok.
Wykorzystajcie
resztę tego roku na zrobienie czegoś dla siebie, pokochanie siebie,
odmłodzenie siebie, przytulenie misia, przytulenie siebie.
Wrócimy na
styczniowy Shoud. Ruszymy pełną parą, ale na razie, przez resztę
roku, bierzcie głęboki oddech, poczujcie w sobie Chrystusowe
dziecko i pozwólcie mu się przejawić.
W imieniu wszystkich
Wzniesionych Mistrzów przekazuję wam ich brawa dla was i życzę
wam wszystkiego najlepszego, ciesząc się na resztę naszej wspólnej
podróży na tej planecie.
Życzymy wam
wszystkiego dobrego.
Jestem Adamus
suwerenny. Dziękuję wam.
Przekład: Marta
Figura
emef11@wp.pl