Adamus Saint-Germain
Od
tego zaczniemy i na tym dzisiaj skończymy, ale zanim przejdziemy dalej,
muszę zająć się czymś bardzo ważnym: mną. (Linda się śmieje)
To było aż tak zabawne, droga Lindo?
LINDA: O, taak!
ADAMUS: O, taak. OK.
LINDA: Mhm!
ADAMUS: Czymś bardzo ważnym, mną.
Otóż
zauważyłem, że w końcu zagraliście moją muzykę. Ile to już lat
puszczacie muzykę w przerwach i w trakcie, aż w końcu zdecydowaliście
się zagrać trochę mojej uroczej muzyki?
LINDA: Była bardzo ładna.
ADAMUS:
Ogromnie bym chciał zobaczyć głosowanie w waszych mediach
społecznościo-wych, droga Lindo i wy wszyscy: komu się ta muzyka
podobała i chcieliby słyszeć jej więcej, a kto mógłby się bez niej
obejść, jak Cauldre. Tak. Co sądzicie o tej pięknej muzyce? Czyż nie
poruszyła ona waszych serc?
LINDA: To była piękna, klasyczna muzyka.
ADAMUS: W tym walentynkowym miesiącu.
LINDA: Wspaniała. Bardzo mi się podoba.
ADAMUS: Dziękuję ci. Dziękuję. A Linda nie była...
LINDA: Jestem naprawdę...
ADAMUS: ...dodatkowo opłacona, żeby to powiedzieć.
LINDA: Wiesz, że mówię szczerze.
ADAMUS: Dziękuję ci. Tak, jesteśmy tutaj świętując walentynki i czas jest doprawdy odpo-wiedni, żeby zagrać moją muzykę.
Zauważyłem
kilka nieprawidłowości, ale nie chciałem o tym wspominać, dopóki nie
stanę przed publicznością – he! – a chodzi o moją datę urodzenia. Czy
ekipa produkcyjna mogłaby jeszcze raz pokazać to ujęcie sprzed chwili?
Kiedy je zaprezentowaliście, coś w nim było zdecydowanie nie tak. Zanim
znajdą to ujęcie, od razu powiem, że daty są błędne. Taak.
LINDA: Zastanawiałam się nad tym.
ADAMUS:
Tak, ja też, kiedy je zobaczyłem i, oczywiście, nie jest moją sprawą
poprawianie kogokolwiek, chyba że stanę przed publicznością, żeby to
zrobić. Nie umarłem w 1784 roku. Wielu mi tego życzyło.
LINDA: Uf!
ADAMUS:
Och, to prawda. W pewnym sensie zniknąłem mniej więcej w tym czasie,
ale ży-łem jeszcze przez co najmniej kolejną dekadę.
LINDA: Och.
ADAMUS:
A więc tak, i urodziłem się trochę później niż pokazano na ekranie.
Ale, wiecie, faktem jest, że historia jest niedokładna, jest bardzo
niedokładna. Po pierwsze, historia jest powierzchowna. Historia to
opinia jednej osoby, jednego pisarza, jednego badacza na temat tego, co
się wydarzyło i często historyczne daty są strasznie błędne. Nie dajcie
się zwieść fak-tom historycznym, bo w historii chodzi o coś więcej.
Po
drugie, nie mogę się zgodzić – w żadnym wypadku – z obrazem, portretem,
który zoba-czycie na ekranie, pokazującym kogoś, kto miałby być
przypuszczalnie mną, pokazaliście ten obraz w czasie przerwy czy też...
no właśnie o to chodzi.
LINDA: Wyglądałeś nieco bardziej męsko niż tutaj, czy tak?
ADAMUS:
Dziękuję ci, droga Lindo z Eesa, urocza istoto. Tak, czy moglibyście
umieścić ten portret na ekranie jeszcze raz? Naprawdę? To znaczy,
naprawdę?! Saint-Germain, ten znako-mity, tajemniczy, czarujący,
zmysłowy Saint-Germain miałby tak wyglądać? Nie wydaje mi się.
Rzecz w tym, że historia popełnia błędy.
LINDA: Och.
ADAMUS:
Prawda jest taka, że to był mój dobry przyjaciel i w jakiś sposób, w
pośpiechu, pomylono go ze mną, a jacyś nieuważni historycy umieścili na
jego wizerunku moje nazwisko. Wróćmy do portretu. (obraz pojawia się
ponownie) Naprawdę?! Naprawdę to mam być ja?! (Linda chichocze) To
znaczy, ten dżentelmen, mój przyjaciel, nie wyglądał najlepiej i był
trochę bardziej przygarbiony niż widać to na zdjęciu, a i tak zapłacił
malarzowi dodatkowe pieniądze, żeby ten uczynił go nieco
przystojniejszym niż był w rzeczywistości. Miał pieprzyki na całej
twarzy i nie był atrakcyjnie wyglądającym mężczyzną, ale to nie jestem
ja. Nie ja. Nie, wcale nie.
Prawda jest taka, że nie namalowano
mi za życia żadnego portretu, z różnych powodów. (Adamus wzdycha) Byłem
lepszym malarzem niż którykolwiek z tych, którym zlecono by namalowanie
mnie. Tak, poważnie. Wykonałem kilka autoportretów, siedem czy osiem
auto-portretów. Nie wiem, co się z nimi stało. Wyobrażam sobie, że jeden
lub dwa wciąż mogą się gdzieś znajdować, zalegając na czyimś strychu,
na jakimś spleśniałym, zakurzonym, zaroba-czonym strychu i mam nadzieję,
że pewnego dnia ktoś taki portret znajdzie i nie będzie wie-dział, kim
jest ten przystojny gość.
LINDA: To był obraz?
ADAMUS: Sam go namalowałem.
LINDA: Och.
ADAMUS: Autoportret. Tak.
LINDA: Czy to była tempera jajowa, czy olej?
ADAMUS: To było oryginalne selfie, Linda.
LINDA: Och!
ADAMUS: To było oryginalne selfie, tak, zanim zaczęły się te wasze...
LINDA: Farba olejna?
ADAMUS: Faktycznie, faktycznie. Taak.
LINDA: Ooch.
ADAMUS: Olej, taak.
LINDA: Imponujące.
ADAMUS: Och, a ja byłem całkiem niezłym malarzem. Właściwie mógłbym komponować
całą symfonię jedną ręką, podczas gdy drugą bym malował. To było bardzo łatwe do zrobie-nia. Byłem mistrzem malarstwa w...
LINDA: Mistrzem czego? (chichocze, Adamus robi pauzę)
ADAMUS:
Mam nadzieję, że kamera uchwyci, zrobi dobre ujęcie tej twarzy. (Adamus
chi-chocze mając na myśli wyraz twarzy Lindy) Powiedziałem, że byłem
mistrzem malarstwa i kompozycji. (Linda dalej się śmieje) Dokąd zmierza
ten program? Ledwo zaczęliśmy.
Tak czy inaczej, pytanie brzmi, jak wyglądał Saint-Germain? Wróćmy do tego pierwszego obrazu.
LINDA: OK.
ADAMUS: To był mój pryszczaty przyjaciel. To nie byłem ja. Mogłem się tak ubrać, mniej więcej w ten sposób...
LINDA: Mhm.
ADAMUS:
... raz na jakiś czas, ale to nie ja. A ten z kolei portret ukazuje
kogoś innego, kogo znałem całkiem dobrze – George'a Washingtona.
Widzicie podobieństwo? Czy możecie po-kazywać na zmianę (do ekipy
technicznej), widzicie? …a teraz George Washington.
Otóż George’a
Washingtona znałem, spotykałem przy wielu okazjach. Wspaniały człowiek,
a ja miałem słabość do jego żony, Marthy, ale nie okazywałem tego. Ona
też coś do mnie czuła, ale musieliśmy trzymać dystans, jeśli wiecie, co
mam na myśli, żeby... (Linda wzdycha głę-boko) Co, droga Lindo? (Adamus
chichocze) Staram się być dzisiaj zabawny.
LINDA: OK.
ADAMUS:
Muszę przyznać, że ostatnio wziąłem kilka lekcji u Kuthumiego. Wiem, że
cza-sami mój sposób bycia jest raczej wyważony i ktoś mógłby go uznać
za oschły i pozbawiony poczucia humoru. Tak więc brałem lekcje u
Kuthumiego, a on stwierdził, że zajmie nam to trochę czasu. Powiedział
jednak, że nauczy także niektórych z was, jak pozbyć się tego
sztywniactwa, że tak powiem, ponieważ niektórzy z was podchodzą do spraw
zbyt poważnie. Musicie nauczyć się śmiać. Ja uczę się śmiać, także z
siebie.
LINDA: Och.
ADAMUS: Tak więc, pojawia się pytanie
(Adamus chichocze), pojawia się pytanie, jak wy-glądałem? Jak
wyglądałem? Istnieją pewne wyobrażenia mojego wyglądu w stylu New Age,
czy możemy to pokazać na ekranie? Oto jak typowy artysta New Age
wyobrażałby sobie wy-gląd Saint-Germaina. Nie najgorzej. Trochę podobny
do Jezusa.
LINDA: Trochę.
ADAMUS: Taak. Ładny, prostokątny
kształt twarzy, ładne włosy, trzymam ten magiczny kielich i co tam
jeszcze, no i ten blask wokół mnie. Och, ten blask. Widzicie
podobieństwo? Wróćmy do tego ujęcia New Age. (zdjęcie pojawia się
ponownie) Popatrzcie. Teraz wróćcie. Widzicie?
LINDA: Ooch! (obraz nakłada się na sylwetkę Adamusa, stojącego z rozłożonymi rękami)
ADAMUS:
Ach. Bardzo podo... no dobrze, w porządku, trochę podobny. Nie, to
ujęcie New Age (wzdycha), nie za bardzo. To jest czyjaś koncepcja jak
mógłbym wyglądać, po prostu, no wiecie, wielki Wzniesiony Mistrz,
przystojny i te wszystkie rzeczy. I nie do końca pokazuje jak
wyglądałem, ale jest bliższe prawdy niż wygląd George'a Washingtona,
który zdecydo-wanie mi się nie podoba.
Proszę was zatem, żebyście
teraz przez chwilę użyli swojej wyobraźni. Użyjcie wyobraźni. Wyjdźcie
poza ramy danych. Wyjdźcie poza ramy tego, co uważacie za fakty i za
ramy histo-rii.
Jak wyglądałby Saint-Germain, gdyby, no tak,
gdyby był teraz wśród nas? Jak wyglądałby ten Saint-Germain, gdyby był
tu teraz, może trochę młodszy? Wyobraźmy to sobie i pokażmy na ekranie.
To
już bardziej jest bliższe prawdy. Ładne ubranie. Muszę to przyznać.
Włosy są trochę dłuż-sze niż te, które normalnie bym miał. Koszula jest
rozpięta trochę za bardzo, ale jesteśmy znacznie bliżej.
LINDA: Hmm.
ADAMUS: Nie sądzisz, Linda?
LINDA: Mmm.
ADAMUS: Nie podoba ci się ten wygląd?
LINDA: Jest w porządku.
ADAMUS:
Prawdę powiedziawszy, cała Shaumbra sobie to w tym momencie wyobraża.
Ko-lektyw Shaumbry, a szczególnie wiele pań właśnie teraz – he! –
naprawdę się wczuwa w swo-je serca: „Jak on by wyglądał?” Tak, o to
chodzi. O to chodzi.
No i pojawia się pytanie, a jak to jest,
kiedy nie ma mnie tutaj z Shaumbrą, z grupą, w Cen-trum Połączenia na
planecie Ziemia, jak wyglądam w Klubie Wzniesionych Mistrzów? W moim
typowym dniu, spędzając czas z moimi kumplami, moimi wzniesionymi
kumplami. Jak wtedy wyglądam?
Wczujmy się w to przez chwilę.
Wczujcie się w to. Uruchomcie wyobraźnię. Odstawcie na bok wszelkie dane
na temat tego, jak powinien waszym zdaniem wyglądać Wzniesiony Mistrz.
LINDA: Ooch!
ADAMUS: To jest to, co wymyślamy. Tak.
LINDA: Przystojniak.
ADAMUS:
Coraz bardziej się zbliżamy. Coraz bardziej. Jesteśmy już całkiem
blisko. W gruncie rzeczy tak blisko, że moglibyśmy mieć tu pewne
problemy z prawami autorskimi.
LINDA: Łał!
ADAMUS: Ponieważ to jest – taak, to jest....
LINDA: A pawie pióra są całkiem na miejscu!
ADAMUS: O, absolutnie.
LINDA: Och!
ADAMUS:
Absolutnie. Taak, taak... A tak przy okazji – gdybyśmy mogli wrócić do
tamtego ujęcia – nie noszę pawich piór przez cały czas.
LINDA: Och, nie nosisz.
ADAMUS:
Nie, prawdę powiedziawszy, rzadko je noszę, bo, no wiecie, biedne
pawie. To naprawdę boli, kiedy wyrywa się im pióra. Ale tak pracuje
wasza wyobraźnia. To praca zbio-rowa i z jakiegoś powodu wielu z was
wyobraża sobie wokół mnie pawie pióra. Nie wiem dlaczego. Nie wiem, co
to ma wspólnego z czymkolwiek.
A więc weźmy głęboki oddech, a tak
wyglądam teraz czanelowany przez Cauldre'a, o wiele lepiej niż w tym
czasie, kiedy Guy Ballard czanelował Saint-Germaina. (Linda chichocze)
Miły człowiek, ale był inżynierem i, no wiecie, nie wiedział jak się
ubierać. Cauldre też nie wie (Adamus chichocze), ale co jakiś czas
nalegam na odpowiedni strój. No więc... (Linda robi minę) Och, nic mu
nie będzie. Popłacze trochę, ale przejdzie mu.
A więc tak
wyglądam z pomocą Cauldre'a, ale jeśli naprawdę chcecie sobie wyobrazić
mnie kręcącego się po Klubie Wzniesionych Mistrzów, to wygląda to tak.
Właśnie tak.
LINDA: Uff!
ADAMUS: Właśnie tak. Nie zawsze noszę kapelusz, ale w porządku. Tak więc dość tego odwracania uwagi, tego celowego...
LINDA: Bardzo zarozumiały.
ADAMUS: Taak, no cóż, nie zarozumiały. Nie powiedziałbym, że ...
LINDA: Jak paw!
ADAMUS: Wróćmy do tamtego ujęcia. Nie ma w nim nic zarozumiałego. To wizerunek ko-goś śmiałego i męskiego.
LINDA: Mmm.
ADAMUS: Jest pewny siebie... taak, pewny siebie.
Teraz
wiem, że niektórzy z was cmokają i potrząsają głowami, zastanawiając
się, co to wszystko znaczy... po prostu cieszcie się życiem. Miejcie
trochę poczucia humoru, bardzo was proszę. Ja się właśnie uczę humoru!
Kuthumi i ja mamy z tym ostatnio dużo zabawy. Uczę się rozluźniać i
trochę odpuszczać. Ale niektórzy z was krzywią się i mówią: „No, a co
z... to przecież sami mężczyźni”. Cóż, to dlatego, że przekazuję dziś
przez mężczyznę. A wy pytacie: „Jak było z twoimi kobiecymi
wcieleniami?” Mam rację?
LINDA: Było o tym głośno na Facebooku.
ADAMUS: Wiem. Czytam. Widzę. (Linda chichocze) W przyszłym miesiącu zajmiemy się żeńskimi wcieleniami Saint-Germaina.
LINDA: Wątpię w to.
ADAMUS: Jeśli wiecie, co mam na myśli. Tak, zajmiemy się.
LINDA: Naprawdę?!
ADAMUS:
Absolutnie. Musimy. Jesteśmy w tym nowym, sprawiedliwym społeczeństwie.
Byłoby nie w porządku, gdybyśmy pokazywali tylko mężczyzn.
LINDA: Mówisz o kwietniowym Shoudzie, tak? Shoudzie prima aprilisowym?
ADAMUS:
Och, to nie jest następny Shoud. Można poczekać do kwietnia, ale to
jest napraw-dę, no wiecie, kto tu jest prawdziwym głupcem?* Tak więc w
przyszłym miesiącu pokażemy kilka ujęć mnie...
LINDA: Ooch!
ADAMUS: ... w moich poprzednich wcieleniach jako kobiety.
LINDA: Interesujące.
ADAMUS:
A czasem bywam „uni-” w Klubie Wzniesionych Mistrzów, jakby bezpłciowy
albo wszechpłciowy, pokażemy kilka ujęć mnie jak bym wyglądał ...
LINDA: Interesujące.
ADAMUS: ... jako kobieta. Cauldre chce teraz uciekać, a mnie to nie przeszkadza, no wiecie.
OK, weźmy głęboki oddech (Linda robi głośny wydech) z tą odrobiną nonsensu, przechodząc do dzisiejszego tematu.
LINDA: Dobrze. Dobrze.
ADAMUS: Czy to nie było zabawne?
LINDA: Tak jakby.
ADAMUS: Taak...
LINDA: Taak, taak.
ADAMUS: Tak jakby, OK.
LINDA: Taak, tak jakby.
Wiecie,
chcę wam o czymś przypomnieć. Za dwadzieścia lat, za 30 lat, ludzie
będą wracać do Shoudów jak nigdy dotąd, a co jeśli okażą się banalne,
nużące i nudne? Wiecie, kto jest nud-ny? Metatron. (Linda chichocze)
Naprawdę nudny. Bez wyczucia ludzkiej osobowości, po-nieważ on nigdy nie
był w ciele.
LINDA: Mmm.
ADAMUS: Wiecie, że my, ja i wy,
jesteśmy bogami w ciele, i że kiedyś spojrzymy na ten materiał po latach
i przekonamy się, że tym, co naprawdę będzie się wyróżniać, okażą się
momenty naszej zabawy, czas z publicznością, która wkrótce powróci. To
jedne z najwspa-nialszych momentów – żarty, zabawa i świętowanie. Nie
pamięta się nudnych rzeczy, do któ-rych przejdziemy za chwilę, kiedy
skończymy z całą tą zabawą. Pamięta się rzeczy zabawne. Strojenie się,
tak jak ja dzisiaj.
LINDA: Ja też!
ADAMUS: Wyglądasz pięknie, jak zawsze.
LINDA: Dziękuję. Dziękuję.
ADAMUS: Tak, jak zawsze.
LINDA: Kiedy zdałam sobie sprawę, że Cauldre się stroi dla ciebie, powiedziałam: „To ja też muszę się wystroić!”.
ADAMUS:
Absolutnie. I zapamiętacie przyjęcia. Zapamiętacie śmiech, a czasami
łzy. Nie będziecie pamiętali tych banalnych rzeczy. Wiecie, jest taka
część Shaumbry, która po prostu chce, żeby było sztampowo i zwyczajnie,
bez humoru i bez muzyki, i... no wiecie, wyjaśnię wam za chwilę,
dlaczego to już po prostu nie działa. To po prostu nie działa.
(Jestem Merlinem SHOUD 5 – prezentowany przez ADAMUSA SAINT–GERMAINA za pośrednictwem Geoffrey’a Hoppe)
Tł. Marta Figura
* W krajach anglojęzycznych 1 kwietnia jest nazywany „Dniem Głupców” (April Fools’ Day lub All Fools’ Day) – przyp. tłum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz