Opowieść
Pozwólcie,
że wam opowiem krótką historię z mojej przyszłej książki ,,Wspomnienia
Mistrza”. Książki, która jeszcze nie została napisana, jeszcze nie jest
opublikowana, nawet nie jest tak naprawdę wystarczająco obmyślana, ale
jest tutaj. No wiecie, ona jest już gotowa, a teraz ja tylko pozwalam
jej powstawać. No więc…
SART: Czy dostaniemy z tego prowizję?
ADAMUS: Żadnej prowizji! (Adamus chichocze)
SART: Jesteś pewien?!
ADAMUS: Policzę wam za książkę podwójnie. (więcej chichotów)
Przygaśmy
trochę światło, kiedy będę opowiadał tę poruszającą historię o Mistrzu i
uczniu. Nie potrzebujemy muzyki, a jedynie lekko przyćmione światło.
W pewnym stopniu jest to oparte na prawdziwej historii.
Mistrz
siedział na brzegu pięknego jeziora w ciepły, słoneczny dzień, łowiąc
ryby. Lubił łowienie ryb, ponieważ dawało mu to szansę bycia pośród
natury i praktykowania naturalnych zdolności manifestowania obfitości.
Wyglądało na to, że w chwili gdy zarzucał wędkę, ryba brała, nawet jeśli
nie było na haczyku żadnej przynęty. Wyciągał rybę, podziwiał jej urodę
i oczywiście wrzucał ją z powrotem do jeziora. Nie wymagało to prawie
żadnego wysiłku, ale dla Mistrza był to wspaniały sposób doświadczania,
że wszystko samo przychodzi.
Ryby do niego przychodziły. Tak były
przyciągane, że nie potrzebował nawet zakładać robaka na haczyk. I kiedy
tak cieszył się spokojem i ciszą tego pięknego dnia pośród natury,
nagle usłyszał za sobą szelest zarośli, a kiedy się obrócił, zobaczył
jednego ze swoich uczniów, Richarda, który zbliżał się pogrążony w
rozpaczy.
Mistrz wziął głęboki oddech. „No i znowu to samo”, pomyślał. ,,To Richard”.
Richard
podszedł do Mistrza i powiedział: ,,Mistrzu! Mistrzu! Okropnie się
czuję. Pomimo wszystkich zajęć, w których uczestniczyłem, pomimo całego
nauczania i studiowania, stwierdzam, że jestem w gorszym stanie niż
kiedykolwiek przedtem. Jestem zrujnowany. Nie mam na zapłacenie
rachunków. Mój samochód stoi w warsztacie, a ja nie mam pieniędzy, żeby
go wykupić. Mam zaległości w opłatach za dom i wszystko wskazuje na to,
że go stracę. Ledwo starcza mi na wyżywienie. Mistrzu! Mistrzu! Co mam
robić? Proszę cię, potrzebuję rozpaczliwie twojej pomocy. Powiedz mi
coś, Mistrzu. Udziel mi rady, Mistrzu. Jestem na granicy wytrzymałości.
Myślę, Mistrzu, że przekroczę tę granicę. Nie chcę dłużej żyć”.
Mistrz
wziął głęboki oddech i zaśmiał się – nie głośno, oczywiście, ale sam do
siebie – ponieważ słyszał to już tyle razy od Richarda i innych jemu
podobnych. To chwila rozpaczy, ale potencjalnie jest to ważna chwila,
albowiem, no cóż, takie chwile to czas, kiedy ludzie zdają się dokonywać
największych zmian – albo i nie.
Tak więc Mistrz zapytał: „Drogi
Richardzie, ile pieniędzy potrzebujesz, żeby rozwiązać swoje problemy?
Ile pieniędzy potrzebujesz?”
Na co Richard wziął głęboki oddech i odpowiedział: „Mistrzu! Mistrzu! Potrzebuję tylko pięciu tysięcy dolarów”.
I
Mistrz nie pokazując nic po sobie znów zaśmiał się bezgłośnie i
powiedział: „Głupi Richard, powinien był poprosić o pięćdziesiąt
tysięcy”. Jednakże Richard był tak zdesperowany, tak ograniczony w swoim
myśleniu, a nawet w wyobraźni, że poprosił tylko o pięć tysięcy
dolarów.
Mistrz milczał przez dłuższą chwilę, oczywiście celowo,
odgrywając cały ten dramat z Richardem i prawdę powiedziawszy raczej się
tym bawiąc, ponieważ Mistrz zobaczył w Richardzie siebie sprzed jakichś
pięciu wcieleń. Zdesperowanego, wciąż czerpiącego z innych, wciąż,
pomimo wszystkich kursów, szkół i wszystkiego innego, wciąż upierającego
się, że rzeczy znajdują się na zewnątrz niego, a nie w nim.
Wreszcie
Mistrz powiedział: ,,Richard, pożyczę ci pieniądze. Dam ci pieniądze,
pięć tysięcy dolarów”. I Mistrz sięgnął do kieszeni i chociaż tego dnia
nie wkładał do niej żadnych pieniędzy, to kiedy sięgnął do kieszeni
znalazł w niej pięć tysięcy dolarów, dokładnie tyle, ile było trzeba. W
taki oto sposób działają Mistrzowie.
A czy w rzeczywistości włożył
pieniądze do kieszeni tego ranka, intuicyjnie wiedząc, że Richard się
pojawi, czy też nie włożył, nie pamiętał nawet, bo to nie miało
znaczenia. Pieniądze tam były. Mistrz nie wiedział, skąd miał te
pieniądze. Po prostu tam były i on nie poddawał tego w wątpliwość.
Tak
więc zaczął podawać Richardowi studolarowe banknoty, jeden po drugim,
przeliczając je. Oczy Richarda stawały się coraz większe. Nie mógł
uwierzyć, że Mistrz naprawdę daje mu te pieniądze. Nie mógł uwierzyć, że
teraz może rozwiązać swoje problemy, opłacić rachunki, wyremontować
samochód.
Oczywiście, wiele obiecał Mistrzowi w tej chwili rozpaczy.
„Spłacę mój dług, Mistrzu, z procentem”. Mistrz roześmiał się w duchu:
„Oto Richard znowu kłamie”. Richard mówił dalej: „Och, Mistrzu, nigdy
nie zapomnę, co dla mnie zrobiłeś”. A Mistrz zaśmiał się znowu i
powiedział: ,,Tak, tak, któregoś dnia albo mnie zapomnisz, albo mnie
zdradzisz, ale to nie ma znaczenia”.
Mistrz skończył wręczanie
pieniędzy Richardowi, a Richard pomknął ledwo podziękowawszy, właściwie
nie podziękował tak, jak by wypadało, lecz zwyczajnie zwiał. Mistrz
powrócił do wędkowania, wyciągając jedną rybę za drugą. „Jakież to jest
łatwe”, myślał sobie Mistrz, „Całe to łowienie. Ono jest jak życie.
Wszystko samo do ciebie przychodzi. Bierzesz, co potrzebujesz. Resztę
odkładasz, ale nigdy siebie nie ograniczasz”.
Sześć miesięcy później
Mistrz siedział w ogródku kawiarni, znowu ciesząc się piękną pogodą i
potrójnym espresso macchiato z sosem karmelowym (śmiech) oraz
czekoladowymi croissantami w liczbie trzech, ponieważ, no wiecie, Mistrz
nie stosuje diety. Mistrz nie przejmuje się wszystkimi tymi rzeczami.
To dla ograniczonych ludzkich istot, które myślą, że coś im szkodzi.
Mistrz może jeść wszystko. Czy będzie to ryba czy będzie to macchiato z
sosem karmelowym, to nie ma znaczenia. Mistrz może wypić pięć takich
filiżanek i to nie będzie miało znaczenia, bo jego ciało go słucha. Nie
ma znaczenia, że jest w tym dużo kalorii czy też za dużo kofeiny czy co
tam naukowcy powiedzieli na temat kawy czy czegokolwiek innego. Mistrz
dowodzi swoim ciałem i swoją energią, a więc ciało odpowiednio reaguje.
Popijając
wspaniały napój w ten piękny słoneczny dzień w pewnym momencie uniósł
wzrok i zauważył idącego ulicą Richarda. To była ruina człowieka. Był
obszarpany. Włosy potargane. Miał długą, niechlujnie wyglądającą brodę,
zdarte sandały i brudne stopy. Mistrz pomyślał: „Tak nie powinien
wyglądać Mistrz”, no i, rzecz jasna, Richard nie był Mistrzem.
Mistrz
zawołał w kierunku Richarda: ,,Richard! Richard! Chodź no tu na chwilę.
Napij się kawy”. Richard odpowiedział: „Ale ja... ja... ja… nie mam
pieniędzy. Nie stać mnie na kawę”. Mistrz na to: „No cóż, szkoda. Myślę
jednak, że możesz popatrzeć, jak ja się cieszę moją”.
Otóż Mistrz
raz mu dał pięć tysięcy dolarów; można by pomyśleć, że z łatwością
mógłby mu kupić filiżankę kawy, choćby czarną kawę bez żadnych dodatków.
Ale Mistrz miał już dość tej gry.
Mistrz zapytał: ,,Richard, co się stało? Co się stało z pieniędzmi? Co się stało z twoim życiem?”
,,Och,
Mistrzu, Mistrzu! To było straszne. Wziąłem pieniądze i odebrałem
samochód z warsztatu, ale tydzień później miałem straszny wypadek i
skasowałem samochód. Całkowicie”. I opowiadał dalej: „Na domiar złego
pewnego wieczoru, kiedy byłem w sklepie, wpadli złodzieje i ukradli mi
prawie wszystkie pozostałe pieniądze. A tych trochę, co mi zostało,
musiałem dać przyjacielowi, który był w ogromnej potrzebie, tak że nie
zostało mi już nic”. I dodał: „Prawdę powiedziawszy, Mistrzu, jestem
bardziej zadłużony niż byłem”.
I Richard zapytał: ,,Mistrzu, proszę
cię, czy byłoby możliwie – i już nigdy, nigdy nie będę cię prosił
więcej, obiecuję – żebyś mi dał dzisiaj jeszcze pięć tysięcy dolarów. Z
radością oddam ci we wtorek… Och, nie, to głupie… Z radością oddam ci w
ciągu sześciu miesięcy wszystkie pozostałe pieniądze, wszystkie
pieniądze, oczywiście z procentem, Mistrzu”.
Mistrz wziął głęboki
oddech i powiedział: ,,Nie. Nie, Richard. Chciałem ci coś udowodnić i
udowodniłem. Chodzi o to, że pozostajesz w pewnym wzorcu i nie chcesz z
niego wyjść. A ten wzorzec to ,,tyle mi wystarczy”. Pozostajesz w tej
świadomości ,,tyle mi wystarczy” i bez względu na to, czy dałbym ci
dziesięć tysięcy dolarów czy pięćdziesiąt tysięcy dolarów, potrafiłbym
przewidzieć, że będziemy się tak spotykać, a ty znowu będziesz spłukany,
znowu zdesperowany, znowu próbujący wyciągnąć coś ode mnie, znowu
kłamiący sam przed sobą. Ten jeden raz wystarczył, Richard. Nigdy
więcej. I, prawdę powiedziawszy, Richard, nie tylko jesteś mi dłużny
tamte pięć tysięcy dolarów plus procenty, ale jesteś mi dłużny za
wszystkie zajęcia, na które przychodziłeś. I nie chcę cię widzieć dopóki całkowicie nie spłacisz długu, co do pensa”.
Koniec opowieści. To było zabawne. (Adamus chichocze) Wspomnienia Mistrza – zawsze z zabawnym zakończeniem. (…)
- Adamus Saint-Germain ,, Klinika Dostatku”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz