,,Którejś
nocy rozmawialiśmy w audycji radiowej o kwestii zaufania do siebie. To
bardzo ważna sprawa i musicie zdać sobie z tego sprawę. To nie znaczy,
że koniecznie musicie ją umiejscowić na jakiejś skali, ale trzeba sobie
odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście w pełni sobie ufacie? Czy
ufacie swojemu ciału? Czy ufacie swoim wyborom? Czy ufacie swoim
decyzjom? Czy ufacie Duchowi? Czy ufacie życiu? Czy ufacie temu, że
przyszło wam żyć w świecie, w którym panuje ogromny chaos? Czy ufacie
temu, czym jesteście? Czy potraficie się temu poddać? Czy
potrafilibyście stanąć przed grupą ludzi i po prostu zaśpiewać? Albo
zrobić coś równie szalonego? Czy potraficie zaufać temu etapowi drogi ku
duchowemu oświeceniu, na którym obecnie się znajdujecie? Temu, że to
przebudzenie ze snu, w którym do tej pory tkwiliście, jest rzeczywiście
prawdziwe? Że to nie kolejna iluzja? Kolejna bzdura?
Specjalnie
podnoszę tę kwestię, żeby trochę wami potrząsnąć, zirytować, ponieważ
bardzo trudno będzie wam zrobić kolejny krok i pójść dalej, jeżeli
przynajmniej nie zdacie sobie sprawy, do jakiego stopnia sobie ufacie.
To nawet nie chodzi o to, żebyście ufali sobie na 100 procent, ale
abyście zdali sobie sprawę, dlaczego nie ufacie pewnym aspektom siebie.
Mówiliśmy
tamtego wieczoru o… Dam wam przykład. Powiedzmy, że budzicie się jutro
rano i czujecie się bardzo chorzy. Macie mdłości, oblewają was siódme
poty, wymiotujecie... Jaka będzie wasza pierwsza reakcja? Mam nadzieję,
że wpierw pobiegniecie do łazienki. [trochę śmiechu] Ale potem zapewne
zaczniecie się zastanawiać, co też zrobiliście nie tak albo co
niedobrego zjedliście… Klik, klik, klik - umysł zaczyna pracować na
najwyższych obrotach, wszystko analizując i oceniając. Następnie być
może zaczniecie się zastanawiać, co też takiego chce wam powiedzieć
Duch, Życie, Wszechświat? A potem zaczniecie się martwić, że może wasze
ciało jest jednak silniejsze od waszej duszy, skoro choruje.
W
międzyczasie jakoś próbujecie dać sobie z tym wszystkim radę. Co prawda
biegacie ciągle do toalety, czujecie się naprawdę podle, ale
postanawiacie zasiąść do komputera i mimo wszystko trochę popracować.
Nagle dzwoni telefon, a wy aż podskakujecie na krześle, bo to ostatnia
rzecz na jaką teraz macie ochotę i przez przypadek zrzucacie laptopa z
kolan, a on ląduje na podłodze. Coś w nim zgrzytnęło i zgasł obraz.
Wtedy mówicie sobie - No tak, ładnie się zaczyna… Co się ze mną dzieje?
Dorwały mnie jakieś złe duchy? Kosmici? Może gdzieś w domu czai się zła
energia? Wiedziałem, że powinienem wezwać specjalistę od feng-shui, żeby
poustawiał tu te wszystkie energie, a teraz mam za swoje….
W końcu
zabieracie się za ratowanie tego, co się da. Niestety okazuje się, że
laptop nadaje się już tylko na śmietnik. Zatem decydujecie się wziąć
auto – jakbyście nie wiedzieli, jak to się skończy – i pojechać do
najbliższego sklepu komputerowego. Po drodze zastanawiacie się, dlaczego
macie taki paskudny dzień i zanim się nie obejrzeliście, pakujecie się w
jakiś samochód. Całe szczęście nikomu nic się nie stało, ale z auta
unosi się czarny dym, więc bez wizyty w warsztacie się nie obejdzie.
Nadal oczywiście zachodzicie w głowę, co też takiego złego zrobiliście,
że to wszystko wam się przytrafia?
Mało tego, czekając na przyjazd
policji, zdajecie sobie sprawę, że wszystkie dokumenty zostały w domu -
nie macie ani prawa jazdy, ani dowodu rejestracyjnego. Wyciągacie
portfel w złudnej nadziei, że gdzieś tam jednak są i w tym momencie ktoś
podbiega, wyszarpując go z ręki i uciekając.
I co pomyślelibyście
sobie w tym momencie? Pewnie, że powinniście byli zostać w łóżku. Guzik.
Zła odpowiedź. Pytanie, czy w takiej sytuacji potrafilibyście na tyle
sobie zaufać, żeby mimo wszystko być przekonanym, że wszystko jest w jak
najlepszym porządku? Czy potrafilibyście głośno się roześmiać i zdać
sobie sprawę, że przecież wszystko, co wydarzyło się do tej pory, jest
waszą własną kreacją, waszym własnym dziełem? Że to nie Bóg zesłał na
was to wszystko? Że nawet nie – ale to konstatujecie dopiero po chwili
zastanowienia – że to nawet nie Adamus? [śmiech] Że to nie żadne złe
duchy się na was uwzięły? Że to wszystko wasza własna sprawka? Czy
potrafilibyście na tyle sobie zaufać, żeby w tej sytuacji naprawdę
świetnie się bawić? A przynajmniej zdać sobie sprawę, że to wszystko
czemuś służy? Że to wszystko służy WAM?
Na tym właśnie polega
zaufanie do siebie. Właśnie na tym. Mógłbym jeszcze dorzucić parę
scenariuszy, co jeszcze wydarzyło się przed przyjazdem policji, ale już
chyba wystarczy. Rozumiecie teraz na czym polega prawdziwe zaufanie do
siebie?
- Adamus Saint-Germain ,,Wszystko jest dobrze w całym stworzeniu… 1”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz