poniedziałek, 24 stycznia 2022

Opowieść Mistrza

 Brak dostępnego opisu zdjęcia.

 Opowieść Mistrza

OK, weźmy porządny, głęboki oddech, ponieważ zmieniam biegi. Po raz kolejny chciałbym wam przedstawić historię, historię opowiedzianą przez Mistrza.

Pewnego późnego popołudnia Mistrz siedział w swoim domu, czytał książkę przy kominku, delektował się kieliszkiem dobrego wina, robił to, co robi prawdziwy Mistrz relaksując się czasem. Mistrz prowadzi dużo lekcji i jego dni są wypełnione po brzegi, ale wie, że raz na jakiś czas musi znaleźć chwilę dla siebie. Siedział zatem czytając książkę i nagle usłyszał jeden z tych dzwonków – he! – dzwonek zadźwięczał w jego głowie. Nie żeby dosłownie usłyszał dzwonek, ale poczuł jakby szturchnięcie. Było to wewnętrzne przekonanie, że nagle musi odłożyć książkę, włożyć płaszcz i wyjść na spacer.
Ciekawe jest to, że Mistrz nie wiedział dlaczego, a Mistrz nie zadaje pytań, ponieważ kiedy zadaje się pytania, wchodzi się na poziom mentalny. Jak tylko pada pytanie: „Dlaczego to czuję?” i „Czy tylko mi się coś zdaje?” lub „Co powinienem zrobić? Co Duch próbuje mi powiedzieć?” Nie, nie, nie, nie, nie.

Mistrz poczuł ten dzwonek, to szturchnięcie, założył płaszcz i zrozumiał, że ma po prostu iść na spacer, nie wiedząc dlaczego, nie wiedząc dokąd go ten spacer zaprowadzi. I to jest tak ważna wskazówka dla was wszystkich. Coś poczujecie i zwykle zaczynacie się nad tym zastanawiać, diagnozować to, badać, analizować i głupieć od tego. Teraz nadszedł czas, żeby wsłuchiwać się w swoją wewnętrzną wiedzę, tak jak zrobił to Mistrz. Włożył płaszcz i wy-szedł z domu, nie wiedząc, czy powinien skręcić w lewo, czy w prawo, czy iść prosto, nie wiedząc nic. Ale wiedział i ufał sobie na tyle, by być pewnym, że to będzie właściwa droga, właściwe miejsce.

Szedł przez około siedem minut i w końcu doszedł do małego jeziorka na terenie kampusu otoczonego dużymi, pięknymi drzewami, a tam na parkowej ławce tego późnego popołudnia nad jeziorem siedziała jedna z jego uczennic, Christina, płacząca, siedząca na ławce i szlochająca. Mistrz zatrzymał się na chwilę. Czuł, że z Christiną dzieją się ostatnio jakieś dziwne rzeczy, jakby coś ją dręczyło, więc tak naprawdę nie był zaskoczony widząc ją płaczącą. Była dobrą uczennicą. Była zdecydowanie oddana, zaangażowana w swoje Urzeczywistnienie. Dobrze rozumiała swoją energię, ale coś jej przeszkadzało, coś wchodziło jej w drogę.

Stał tam przez chwilę wczuwając się w Christinę, chcąc wyczuć, czy dobrze będzie, jeśli do niej podejdzie, czy może powinien po prostu odejść. Ale kiedy się w nią wczuł, nie próbując szukać słów w swojej głowie i nie starając się dowiedzieć czegoś od Wyższego Ja Christiny, po prostu wczuł się w energię, tak jak wy powinniście się wczuwać. Nie zajmujcie się tym mentalnie. Nie mieszajcie sobie w głowie. Nie czekajcie, aż usłyszycie jakiś potężny głos. Po prostu wczujcie się. Sięgnijcie do swojej wewnętrznej wiedzy. Tak właśnie zrobił Mistrz. Wczuł się i wydało mu się całkiem stosowne, żeby do niej podejść, prawie jakby energie go zapraszały.

A więc Mistrz – ahem – chrząknął kilka razy, żeby jej nie przestraszyć, podszedł do ławki, na której siedziała z głową w dłoniach szlochając, szlochając. Usiadł po prostu obok niej nie mówiąc ani słowa, nie mówiąc żadnych głupich rzeczy w rodzaju: „Jak się masz?” (Linda z lekka chichocze), jak ona miałaby na to odpowiedzieć? Czy nie tak pytają ludzie: „Jak się masz?”, „Jestem załamana. Nie chce mi się żyć. A ty jak się masz?” Nie! (Linda chichocze) Mistrz po prostu usiadł – cieszę się, że rozbawiłem Lindę. (Adamus chichocze)

Mistrz po prostu usiadł obok niej. Przyzwyczajajcie się do tego, że jesteście obok. Mistrz zwyczajnie pozwolił, żeby jego światło świeciło. Nie musiał nad tym pracować. Nie musiał naciskać przycisku i mówić: „Światło, świeć”. Prawdziwy Mistrz zawsze roztacza światło. Mistrz po prostu siedział tam przez jakiś czas, nie próbując wysyłać jej wszelkiego rodzaju energii o dobrych wibracjach, nie próbując jej uzdrawiać, nie wykonując żadnych śpiewów ani modłów. Nie wyciągnął z kieszeni kadzidła i nie zapalił go, żeby oczyścić powietrze. Nic z tych rzeczy. Po prostu tam siedział. To był doskonały pomysł. Tego właśnie potrzebowała.

Nie potrzebowała w tym momencie potoku słów. Nie potrzebowała pouczających rad od starego człowieka, a już na pewno nie potrzebowała zapachu kadzideł wokół siebie. Czasami ludzie mają ten dziwny pomysł, żeby próbować pomagać innym ludziom i według mnie jest to cholerna ingerencja. Czasami wystarczy sama obecność – kiedy czujecie, że jest zaproszenie, wystarczy sama obecność – i nie potrzeba wielu słów, jeśli w ogóle są potrzebne.

Mistrz usiadł zatem obok Christiny. Wiedziała, że on tam jest. Od razu to wyczuła, a on po prostu siedział. Nic nie mówiąc, nie starając się wywierać nacisku na Christinę, po prostu siedział. W pewnym momencie, jakieś pięć minut później, Christina przestała płakać, jakby złapała oddech, otarła łzy z twarzy, a Mistrz sięgnął do kieszeni płaszcza, wyciągnął flaszkę brandy i podał jej bez słowa. Pociągnęła spory łyk, a potem westchnęła z ulgą.
Nie chodzi o to, że Mistrz powinien zawsze nosić przy sobie flaszkę brandy, ale czasami nie jest to zły pomysł. Dokładnie tego Christina potrzebowała, po prostu czegoś, co przerwałoby całą tę emocjonalną, katartyczną sytuację, w której się znalazła. Mistrz wiedział, że musiała przez to przejść w jakimś stopniu, ale zdawał sobie też sprawę, że w niej utknęła. A teraz kręciła się w kółko.

Mistrz zorientował się, że w jej życiu były jakieś problemy, sprawy, które nie potoczyły się tak, jak chciała, a konkretnie dotyczyły związku, w jakim była, związku, który trwał około pięciu lat. Nie wyszła za mąż za tego człowieka, ale mieszkali razem, a on po prostu zabrał się i odszedł bez uprzedzenia. Po prostu powiedział „to koniec”, a ona była zdruzgotana.

Wreszcie Christina powiedziała do Mistrza: „Po prostu nie jest moim przeznaczeniem poznać miłość”.

Mistrz zwyczajnie sobie siedział. Są chwile, kiedy lepiej nic nie mówić. Mistrz siedział, a ona mówiła: „Wiesz, Mistrzu, to nie jest pierwszy raz. Poprzedni związek trwał dwa lata, a ten przed nim ledwie osiem miesięcy, a ten jeszcze wcześniejszy jakieś pięć, sześć lat”. I dodała: „Po prostu nie jest mi pisane, żebym w ogóle była z kimś w związku w tym wcieleniu”.

Mistrz naprawdę rozumiał, ponieważ, jeszcze zanim przyzwolił na swoje Urzeczywistnienie, przechodził od jednego związku do drugiego, próbując znaleźć odpowiedzi, próbując doszukać się sensu i próbując znaleźć miłość, i żaden z nich się nie sprawdził. Wiedział, jak to jest mierzyć się z mrokiem miłości, żeby ostatecznie wyłonić się z miłością do Siebie, a to wszystko, czego trzeba. Wtedy jednak, gdy już pokochacie Siebie, możecie naprawdę wejść w relację z drugim człowiekiem opartą na prawdziwej miłości.

Christina zaczęła mówić. Przypuszczam, że duży łyk brandy rozwiązał jej trochę język, zaczęła bowiem swoją opowieść od oznajmienia: „Mistrzu, udałam się ostatnio po poradę do psychoterapeuty”.

W reakcji na to słowo Mistrz przewrócił oczami, podobnie jak zrobiła to wcześniej Linda. „Psychoterapia, o mój Boże. Psychoterapia jest dla uzależnionych” – pomyślał Mistrz. Nie śmiał powiedzieć tego Christinie, ale psychoterapia jest dla uzależnionych, ten rodzaj ludzkiej terapii, który istnieje obecnie. Ludzie są uzależnieni od swoich problemów, a psychoterapia je wzmacnia. Psychoterapia sprawia, że jeszcze bardziej pogrążają się w swoich problemach, zamiast je rozwiązywać. Psychoterapia często bardziej niż cokolwiek innego przyczynia się do tworzenia świadomości ofiary i krzywdziciela. Cauldre mnie teraz zrugał, a ja nie mówię, że wszyscy psychoterapeuci są tacy, ale na ogół psychoterapia tak właśnie wygląda. Nie szuka źródła problemu. Próbuje łatać i naprawiać, a kiedy to nie działa, podsuwa leki.

Christina mówiła dalej: „Mistrzu, chodzę ostatnio na terapię, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego nie udaje mi się stworzyć udanego związku, dlaczego zawsze zaczyna się dobrze – kiedy się zaczyna, naprawdę myślę, że to najlepsza miłość, jaką kiedykolwiek znalazłam – ale potem zaczynają się nieporozumienia. No i zaczynamy się kłócić. Wkrada się chłód. Zapada milczenie. Potem pojawiają się oskarżenia i wszystko zmienia się z czegoś pięknego, błogiego w coś niedobrego. Terapeutka powiedziała mi, że to ja to wszystko tworzę. Powiedziała, że prawdziwym powodem tego, co się dzieje, jest to, że moje wewnętrzne dziecko zostało zranione i ona chce, żebym dla tego wewnętrznego dziecka zbudowała schronienie. To zajmie około miesiąca i będzie kosztować około ośmiu tysięcy dolarów, ale chodzę na te seminaria trzy lub cztery razy w tygodniu i uczę się o moim zranionym wewnętrznym dziecku”
Mistrz pomyślał: „Sam wypiję całą tę flaszkę brandy, jeśli jeszcze coś o tym usłyszę”, ponie-waż uświadomił sobie, że to naprawdę stek psychologicznych bzdur.

Mistrz słuchał Christiny jeszcze przez chwilę. Wiedział, że dla niej było ważne, żeby to z siebie wyrzucić. On praktycznie się nie odzywał. Kiwał głową od czasu do czasu, często przewracał oczami, ale prawie się nie odzywał.

W końcu, kiedy zamilkła wyczerpana mówieniem, Mistrz powiedział: „Christina, problem nie ma nic wspólnego ze zranionym wewnętrznym dzieckiem. Tak naprawdę dotyczy zranionego dorosłego.

„Chcę, żebyś na chwilę zamknęła oczy i przypomniała sobie moment, kiedy po raz pierwszy przybyłaś na tę planetę w tym życiu, kiedy urodziłaś się w tym życiu. Chcę, żebyś przypomniała sobie, jak to miałaś czystą wewnętrzną wiedzę o tym, dlaczego jesteś na tej planecie, czystą wewnętrzną wiedzę o tym, co chcesz robić i dokąd chcesz iść. I ona pozostała w tobie.

„Kiedy miałaś rok, dwa lata rozmawiałaś z żywiołakami, wróżkami, ze mną i z innymi, i to było naprawdę piękne. Kiedy miałaś trzy, cztery lata, wciąż miałaś tę jasną pamięć, ale już stawałaś się bardziej świadoma świata wokół ciebie i jego osobliwości, jego wyzwań i trudności, ale wciąż pamiętałaś wyraźnie. I kiedy miałaś pięć lat, a może nawet prawie sześć, też miałaś tę jasną świadomość, dlaczego tu jesteś i co zamierzasz zrobić”.

I wyjaśnił: „Christina, nie masz zranionego wewnętrznego dziecka. Ono zawsze wszystko wiedziało. Ono zawsze, zawsze wiedziało. Masz zranioną nastolatkę i zranioną dorosłą, bardzo zranioną dorosłą, ale cała ta historia ze zranionymi wewnętrznymi dziećmi, nie, nie. To po prostu nie tak. Jest to jedna z tych nowinek New Age, która dobrze brzmi, ale wczuj się w to tylko”.

Powiedział jej: „Chcę, żebyś wczuła się w to wewnętrzne dziecko, w siebie. Sprowadź je tu-taj. Wiesz, że czas nie istnieje. Nie ma przeszłości i przyszłości, więc bądź swoim wewnętrznym dzieckiem właśnie teraz. Wczuj się w nie”.

Christina siedziała z Mistrzem w milczeniu przez jakiś czas i na początku walczyła sama ze sobą, ponieważ, widzicie, cała jej koncepcja opierała się na przekonaniu, że jej wewnętrzne dziecko jest zranione, więc oczekiwała zranionego wewnętrznego dziecka i odpowiednio się zachowywała. Jednakże nie przestawała głęboko oddychać i wczuwać się, i w końcu – w końcu mogła poczuć swoje młodsze ja, swoje wewnętrzne dziecko, że tak powiem. I nagle poczuła tę jego klarowność, że wie ono, po co tu przyszło, i że schroniło się gdzieś głęboko w niej.

Zostało zasypane. Nie zaginęło, ale zostało przysłonięte przez wiele innych rzeczy w życiu, jednak to wewnętrzne dziecko w swojej czystości, w swojej prawdziwej wiedzy wciąż tam było. I to uderzyło Christinę, och, jak cegłą. Uderzyło ją i wiedziała już dokładnie, że to nie było zranione wewnętrzne dziecko. To były po prostu rzeczy, które wydarzyły się w życiu, które wytrąciły ją z kursu, które spowodowały, że oddaliła się lub przynajmniej myślała, że oddaliła się od swojej prawdziwej misji czy zadania na tej planecie.

Wczuła się w nie przez chwilę i zaczęło przez nią przepływać piękno tego krystalicznie czystego, małego dziecka, którym była, a potem wszystkie wyzwania, wszystkie chmury, cienie i mroki ludzkości, które zawirowały i spowodowały, że to wewnętrzne dziecko ukryło się, ale nie zostało zranione. Postanowiło chronić siebie, żeby mogło się wyłonić we właściwym czasie z całą swoją klarownością.
Przepłynęło przez nią strumieniem wspomnienie jej prawdziwego, czystego, dziecięcego „ja”, a potem wszystko to, co sprawiło, że się ukryło, wszystko to, co działo się w jej wieku nastoletnim, czy było to poczucie, że była rozwiązła, czy że krzywdziła innych ludzi, czy też zażywała narkotyki w młodym wieku, czy też miała po drodze złych partnerów. I wtedy zdała sobie sprawę, że nie, nie było żadnego zranionego wewnętrznego dziecka i jeśli mogłaby po-wrócić do tej wewnętrznej wiedzy i pewności tego dziecka, którym była, pomogłoby jej to zrozumieć wszystkie inne rzeczy, które się wydarzyły.

Mistrz wyczuł, że jest ona w tym punkcie ponownego połączenia i powiedział: „Teraz weź głęboki oddech i pozwól powrócić tej dziecięcej niewinności. Zostałaś zahartowana przez otaczający cię świat. Stałaś się sceptyczna i cyniczna. Teraz pozwól, żeby ta niewinność po-wróciła. Już czas”.

I pozwoliła.

Mistrz uznał, że pora wstać i odejść. Christina zajęta była swoimi przeżyciami. Doświadczała zjednoczenia czy też ponownego połączenia w sobie. Po cichu wstał i już miał odejść, gdy Christina spojrzała na niego pięknymi, ale wciąż zapłakanymi oczami i powiedziała: „Mistrzu, czy nie zostawiłbyś mi swojej flaszki brandy?”

Droga Shaumbro, nie ma w was zranionych wewnętrznych dzieci. Macie to wewnętrzne ja, tę młodzieńczą, jasną, niewinną, czystą wewnętrzną wiedzę o sobie, która była ukryta przez długi czas. To wewnętrzne ja nie jest zranione. Nigdy nie było. Człowiek, dorosły, nastolatek może był, i to wewnętrzne ja zostało jakby schowane, osłonięte przed szaleństwem życia, ale nadszedł czas, żeby je przywrócić.
(Sztuka ławeczkowania SHOUD 3 - 11 grudnia 2021 – prezentowany przez ADAMUSA SAINT–GERMAINA za pośrednictwem Geoffrey’a Hoppe)
Tł. Marta Figura

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz