sobota, 17 września 2022

Mistrz Shaumbra

 Brak dostępnego opisu zdjęcia.

 Mistrz Shaumbra

Wprowadzimy zmianę. Zdecydowanie zmienimy energie i wejdziemy teraz w naszą merabę przy zgaszonych światłach i z odrobiną muzyki.

Weźmy jednak kilka porządnych, głębokich oddechów, ponieważ wchodzimy w merabę, a ja zacznę ją jako opowieść. I dajcie mi znać, kiedy będziecie gotowi tam z tyłu.

(zaczyna płynąć muzyka)

Weźcie porządny, głęboki oddech.

Ciekawe, że dzisiaj wiele omówiliśmy, wypowiedzieliśmy wiele, wiele słów, także tych brzydkich. Ale wczujcie się przez chwilę w energie. Macie to prawo do odczuwania tych wszystkich rzeczy, do komunikowania się na wielu różnych poziomach.

Ta historia jest bardzo prawdziwa. Jest o Shaumbrze, prawdziwym Mistrzu. Właściwie o prawdziwej Mistrzyni.

Była jak wielu z was, którzy przybyli na planetę dość dawno temu i we wczesnym okresie życia zastanawiała się, dlaczego trafiła akurat do tej biologicznej rodziny, w której się znalazła. Nigdy nie czuła się w niej całkiem dobrze. Nigdy nie czuła, że jest naprawdę członkiem tej rodziny. To nie była zła rodzina. Dochodziło tam do pewnych nadużyć, jednak nie było to coś niezwykłego. Ale nigdy nie czuła, że jest jedną z nich.

W bardzo młodym wieku, bardzo, bardzo młodym wieku, pamiętam, że widziałem jak siedziała na trawie przed domem i marzyła, mówiąc: „Pewnego dnia ucieknę z tego miejsca”. Nie chodzi tylko o jej rodzinę i dom, ale „miejsce” oznacza coś w rodzaju energii, rzeczywistości. „Pewnego dnia ucieknę z tego miejsca. Pewnego dnia pojadę zobaczyć świat. Pewnego dnia będę w stanie podążyć za swoim sercem”.

Pamiętam, że tego dnia obserwowałem ją tak zdeterminowaną, tak piękną.

Wcale nie była świetną uczennicą. Nie przejmowała się zbytnio szkołą. I to było interesujące, bo chociaż była tak dobra w kontaktach z ludźmi, nie miała wielu przyjaciół, nie chciała mieć wielu przyjaciół; uważała, że ważne jest, żeby mieć dużo czasu dla siebie.

Była atrakcyjna i chłopcy się za nią uganiali. Ale, wiecie, miała wbudowaną pewną rzecz, ten rodzaj, cóż, chyba można by to nazwać siatką bezpieczeństwa, żeby nie angażować się zbytnio w związki, ponieważ wiedziała w końcu, że tam, dokąd zmierzała, nie było na nie miejsca. Niestety, tak myślę, ale po prostu nie było miejsca.

Opuściła dom w stosunkowo młodym wieku, krótko po ukończeniu szkoły średniej i poszła na studia, studiowała psychologię, opiekę zdrowotną. Nigdy tak naprawdę nie interesowały ją te studia, chciała po prostu wyjść z domu i zaangażować się w praktyczne działanie. Wykonywać pracę, a nie tylko studiować.

W końcu przebrnęła przez wszystkie szkoły, rozpoczęła pracę i była bardzo rozczarowana – bardzo rozczarowana – że jej marzenia i cele, jej dążenie do pomagania ludziom zostały zmiażdżone przez system, przez biurokrację, przez ludzkie ego i wszystkie te rzeczy, które zdarzają się, kiedy już wejdzie się do prawdziwego świata, jak to się mówi, a który tak na-prawdę nie jest prawdziwym światem.
Po drodze wyszła za mąż i związek był w porządku, ale tylko w porządku. Nigdy tak naprawdę nie włożyła w niego całej siebie. Trochę źle się z tym czuła, ale nie mogła nic na to poradzić. Po prostu nie mogła się w to całkowicie zaangażować. Nie mogła pozwolić, by jej własna dusza wniknęła tak głęboko w inną osobę.

Uwielbiała podróżować. Och, w żaden sposób nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu przez dłuższy czas. Odnajdywała się za kierownicą jeżdżąc tu i tam. Jej samochód był dla niej chyba najważniejszy ze wszystkiego – jakikolwiek byłby, był jej – bo to była jej wolność. Wska-kiwała do tego samochodu i po prostu jechała, spotykając po drodze ludzi. Zatrudniała się na jakiś czas, nigdy na długo. Pracowała jako opiekunka. Była też doskonałą nauczycielką. Ale nigdy nie potrafiła wytrwać w tym przez dłuższy czas.

Trafiła do Karmazynowego Kręgu ponad 15 lat temu. Hm. (głos mu grzęźnie w gardle) Ja się nie wzruszam, tylko ona. Trafiła do Karmazynowego Kręgu i wiedziała, że jest w domu. Ha! To byli jej ludzie, ci, którzy liczyli się dla niej w życiu bardziej niż ktokolwiek inny, wszyscy, których kiedykolwiek spotkała. Była w domu.

Jeździła na różne spotkania i warsztaty. Została nauczycielką Karmazynowego Kręgu, a potem nauczycielką mentorką. Było to dla niej trudne, szczególnie kiedy COVID zaatakował, przez co musiała ograniczyć swoje podróże i ograniczyć bywanie tutaj z Shaumbrą.

I wtedy, ostatniego roku czy coś koło tego… pozwólcie, że cofnę się trochę bardziej, do 2020 roku. Uświadomiła sobie, że się urzeczywistniła. Nie opierała się już temu dłużej. Nie mierzyła się z tym teoretycznie. Powiedziała sobie pewnego dnia, w samochodzie oczywiście: „Jestem urzeczywistniona” i wtedy to się stało.

I to było tak, jakby wiele zostało z niej uwolnione w tym momencie. Tyle zmartwień, wątpliwości, braku poczucia bezpieczeństwa i „a co jeśli”, i nagle „Jestem urzeczywistniona”. I nie uderzył z nieba piorun, a anioły nie tańczyły wokół jej samochodu.

Spędziła tę noc właściwie na kempingu rozpalając ognisko, nikogo nie było w pobliżu. Po prostu wpatrując się w ogień i uświadamiając sobie, co to naprawdę znaczy być urzeczywistnionym. To jest tak subtelne i tak piękne.

A potem, jakiś rok temu, powiedziała: „Wiesz, odchodzę. Idę, ale zrobię to po swojemu”.

I to było trudne, bo toczyła ze sobą walkę. Powiedziała: „Może powinnam zostać na planecie. Może Adamus chce, żebym tu świeciła swoim światłem i robiła coś jeszcze”. Ale w końcu powiedziała: „Nie, wybieram to, czego ja chcę. Wybieram nawet to, jak umrę”. Spędziła większą część ostatniego roku jeżdżąc po okolicy, odwiedzając przyjaciół, miejsca, które kochała bardzo mocno, zamykając sprawy, kończąc je. Żadnych dramatów. Żadnych. Żadnego gniewu. Nie, ona już dawno, dawno, dawno temu odpuściła sobie to wszystko. Żadnego smutku.

A potem pewnego dnia wyszła sama na kemping… pewnego dnia niedawno poszła sama na kemping, usiadła i po prostu patrzyła na wodę, pogłaskała swój samochód, hm, porozmawiała ze swoim samochodem, pomyślała o swoim życiu i o swoim Urzeczywistnieniu, a potem po prostu zaczęła iść w kierunku wody, w kierunku jeziora czy raczej oceanu. Zaczęła iść w kie-runku wody.

Na początku czuła chłód wody na stopach, to pobudzenie, które się pojawia, kiedy woda po raz pierwszy dotyka stóp. Uświadomienie sobie: „Ooch, to jest woda i jest chłodna”.
Weszła mniej więcej po kolana i stwierdziła: „Ech, naprawdę jest dość zimno. Ha, może po-winnam była wybrać lepszy sposób. Ale nie, nie. Tak właśnie to sobie zaplanowałam”. I zanim woda podeszła jej do pasa, już jej nie było.

Przeszła na tamtą stronę. Jej fizyczne ciało chyba dalej szło zanurzając się w wodę. Tak na-prawdę nie myślała o zabraniu ciała ze sobą tak czy inaczej, ale ono po prostu dalej szło w głąb wody. I tak odeszła.

Spędziła kilka tygodni kręcąc się po planecie, oczywiście w formie niefizycznej, odwiedzając niektórych z was i po prostu czując z perspektywy tej drugiej strony, o co w tym wszystkim chodzi. Oczywiście bez wyrzutów sumienia. Żadnych wyrzutów sumienia. A potem, nie tak dawno temu, chyba około tygodnia temu ziemskiego czasu, powiedziała: „OK, czas iść dalej”. I kiedy to zrobiła, znalazła się natychmiast w Klubie Wzniesionych Mistrzów.

Mówimy o tej, którą wielu z was zna, o Patti Severance. O Patti Severance.

Patti jest dzisiaj z nami. Płacze. Jest tak pełna łez – łez radości i miłości dla was, dla jej rodziny, dla tych, których znała osobiście i nawet dla tych, których nie znała, nigdy nie spotkała, ale jest to po prostu energia jej rodziny. Ona jest Wzniesionym Mistrzem.

Oczywiście, od razu było sporo świętowania z Sartem i Kuderką, i niektórymi innymi, którzy przeszli na tamtą stronę i była radość z zobaczenia ich.

Teraz nasuwa się wielkie pytanie, wielkie pytanie.

Odeszła. Nie było to bolesne. Nie było to trudne. Odeszła i zgodzi się ze mną, kiedy powiem, że to najłatwiejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobicie. I nazywam ją prawdziwym Mistrzem, bo wiedziała, że to dla niej koniec. I, powtarzam, nie było w tym żadnych narkotyków. Po prostu wyszła ze swojego ciała. I nie było to spowodowane jakimś problemem medycznym czy czymś takim. Po prostu nadszedł czas i to wskazuje na bardzo ważną rzecz.

Jest prawdziwym Mistrzem, ponieważ podążała za swoim sercem w tym, co chciała zrobić. Ale oto wy jesteście wciąż na tej planecie. To rodzi wielkie pytanie. Dlaczego? Nie musicie tu być.

Przy okazji, chcę powiedzieć bardzo, bardzo wyraźnie. To nie było samobójstwo. Samobójstwo jest wtedy, gdy człowiek odbiera życie swojemu ciału fizycznemu, a więc i mózgowi.

Kiedy po prostu wychodzi się ze swojego ciała, to nie jest samobójstwo. Nie niszczy się ciała ani mózgu. Jest to świadoma decyzja o odejściu. Powstaje więc pytanie o pozostanie, o pójście dalej.

Ona po prostu nie miała już energii. Powiedziała: „Jestem ponad 70 lat na tej planecie. Jestem zmęczona, zakończyłam swoje sprawy i jestem szczęśliwa. I dobrze, jeśli pozostali z was zostaną, ale teraz jest mój czas, żeby odejść”.

Jest więc tu dzisiaj z nami, po pierwsze, żeby przesłać swoją miłość i swoje pozdrowienia, ale również po to, żeby zadać wam bardzo trafne pytanie: „Zajrzyj w swoje serce, czy chcesz zostać?”

Ona nie chciała. Mówi, żebyście zajrzeli w swoje serce: „Nie ma co się wahać. Nie ma żadnego: 'Może tak, może nie'”. Czy chcecie zostać?

Jeśli tak, to nadszedł czas, żeby domagać się swoich praw jako Mistrz. Bez tego się nie uda. Zbyt mocno będzie bolało. Żadne „może” nie wchodzi w rachubę.

Jeśli chcecie zostać, domagajcie się swoich praw. Jeśli nie chcecie zostać, możecie odejść.

Wasz duch tak naprawdę opuszcza wasze fizyczne ciało zanim będzie ono fizycznie martwe. Już was w nim nie ma. W tym momencie jest się jakby w trybie robota. Mogą minąć dni, ale ciało jest już martwe. I dzisiaj ona zadaje to bardzo głębokie pytanie: „Co chcielibyście zrobić?”

(pauza)

Ona nie ma żadnych wyrzutów sumienia, poczucia winy ani nic z tych rzeczy – to niemożliwe, kiedy jest się Wzniesionym Mistrzem – że nie wytrzymała na planecie. Żadnych. Ale ona chce, żeby to było bardzo, bardzo jasne, żebyście wy to sobie wyjaśnili: Czy wybieracie pozostanie i dlatego decydujecie, żeby wasza energia wam służyła? Czy też chcecie odejść? Nie ma czegoś pomiędzy. Jej słowa, nie moje.

Weźmy porządny, głęboki oddech.
Teraz chce wiedzieć, czy zrobimy z nią kiedyś czaneling, może na następnej imprezie z Merlinem, albo na jeszcze kolejnej. (spogląda na ekran, gdzie wyświetlane jest zdjęcie Patti) Musisz po prostu pobyć Wzniesionym Mistrzem. Wyluzuj trochę. (kilka delikatnych chichotów)
A zatem mamy teraz taki wspaniały czas, taki zmieniający się czas. Jeśli zamierzacie zostać, domagajcie się swoich praw.

Weźmy z tym porządny głęboki oddech, jako że doprowadzamy serię Sztuka ławeczkowania do końca, przygotowując się do Alt.

Porządny, głęboki oddech i pamiętajcie cały czas, że wszystko jest dobrze w całym stworze-niu.

Na tym kończąc, dziękuję.

Jestem Adamus z Suwerennej Krainy. Dziękuję. (oklaski publiczności)
(Sztuka ławeczkowania SHOUD 11 – 6 sierpnia 2022 – prezentowany przez ADAMUSA SAINT–GERMAINA za pośrednictwem Geoffrey’a Hoppe)
Tł. Marta Figura

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz