Mistrz Shaumbra
Wprowadzimy
zmianę. Zdecydowanie zmienimy energie i wejdziemy teraz w naszą merabę
przy zgaszonych światłach i z odrobiną muzyki.
Weźmy jednak kilka
porządnych, głębokich oddechów, ponieważ wchodzimy w merabę, a ja
zacznę ją jako opowieść. I dajcie mi znać, kiedy będziecie gotowi tam z
tyłu.
(zaczyna płynąć muzyka)
Weźcie porządny, głęboki oddech.
Ciekawe,
że dzisiaj wiele omówiliśmy, wypowiedzieliśmy wiele, wiele słów, także
tych brzydkich. Ale wczujcie się przez chwilę w energie. Macie to prawo
do odczuwania tych wszystkich rzeczy, do komunikowania się na wielu
różnych poziomach.
Ta historia jest bardzo prawdziwa. Jest o Shaumbrze, prawdziwym Mistrzu. Właściwie o prawdziwej Mistrzyni.
Była
jak wielu z was, którzy przybyli na planetę dość dawno temu i we
wczesnym okresie życia zastanawiała się, dlaczego trafiła akurat do tej
biologicznej rodziny, w której się znalazła. Nigdy nie czuła się w niej
całkiem dobrze. Nigdy nie czuła, że jest naprawdę członkiem tej rodziny.
To nie była zła rodzina. Dochodziło tam do pewnych nadużyć, jednak nie
było to coś niezwykłego. Ale nigdy nie czuła, że jest jedną z nich.
W
bardzo młodym wieku, bardzo, bardzo młodym wieku, pamiętam, że
widziałem jak siedziała na trawie przed domem i marzyła, mówiąc:
„Pewnego dnia ucieknę z tego miejsca”. Nie chodzi tylko o jej rodzinę i
dom, ale „miejsce” oznacza coś w rodzaju energii, rzeczywistości.
„Pewnego dnia ucieknę z tego miejsca. Pewnego dnia pojadę zobaczyć
świat. Pewnego dnia będę w stanie podążyć za swoim sercem”.
Pamiętam, że tego dnia obserwowałem ją tak zdeterminowaną, tak piękną.
Wcale
nie była świetną uczennicą. Nie przejmowała się zbytnio szkołą. I to
było interesujące, bo chociaż była tak dobra w kontaktach z ludźmi, nie
miała wielu przyjaciół, nie chciała mieć wielu przyjaciół; uważała, że
ważne jest, żeby mieć dużo czasu dla siebie.
Była atrakcyjna i
chłopcy się za nią uganiali. Ale, wiecie, miała wbudowaną pewną rzecz,
ten rodzaj, cóż, chyba można by to nazwać siatką bezpieczeństwa, żeby
nie angażować się zbytnio w związki, ponieważ wiedziała w końcu, że tam,
dokąd zmierzała, nie było na nie miejsca. Niestety, tak myślę, ale po
prostu nie było miejsca.
Opuściła dom w stosunkowo młodym wieku,
krótko po ukończeniu szkoły średniej i poszła na studia, studiowała
psychologię, opiekę zdrowotną. Nigdy tak naprawdę nie interesowały ją te
studia, chciała po prostu wyjść z domu i zaangażować się w praktyczne
działanie. Wykonywać pracę, a nie tylko studiować.
W końcu
przebrnęła przez wszystkie szkoły, rozpoczęła pracę i była bardzo
rozczarowana – bardzo rozczarowana – że jej marzenia i cele, jej dążenie
do pomagania ludziom zostały zmiażdżone przez system, przez
biurokrację, przez ludzkie ego i wszystkie te rzeczy, które zdarzają
się, kiedy już wejdzie się do prawdziwego świata, jak to się mówi, a
który tak na-prawdę nie jest prawdziwym światem.
Po drodze wyszła za
mąż i związek był w porządku, ale tylko w porządku. Nigdy tak naprawdę
nie włożyła w niego całej siebie. Trochę źle się z tym czuła, ale nie
mogła nic na to poradzić. Po prostu nie mogła się w to całkowicie
zaangażować. Nie mogła pozwolić, by jej własna dusza wniknęła tak
głęboko w inną osobę.
Uwielbiała podróżować. Och, w żaden sposób
nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu przez dłuższy czas. Odnajdywała
się za kierownicą jeżdżąc tu i tam. Jej samochód był dla niej chyba
najważniejszy ze wszystkiego – jakikolwiek byłby, był jej – bo to była
jej wolność. Wska-kiwała do tego samochodu i po prostu jechała,
spotykając po drodze ludzi. Zatrudniała się na jakiś czas, nigdy na
długo. Pracowała jako opiekunka. Była też doskonałą nauczycielką. Ale
nigdy nie potrafiła wytrwać w tym przez dłuższy czas.
Trafiła do
Karmazynowego Kręgu ponad 15 lat temu. Hm. (głos mu grzęźnie w gardle)
Ja się nie wzruszam, tylko ona. Trafiła do Karmazynowego Kręgu i
wiedziała, że jest w domu. Ha! To byli jej ludzie, ci, którzy liczyli
się dla niej w życiu bardziej niż ktokolwiek inny, wszyscy, których
kiedykolwiek spotkała. Była w domu.
Jeździła na różne spotkania i
warsztaty. Została nauczycielką Karmazynowego Kręgu, a potem
nauczycielką mentorką. Było to dla niej trudne, szczególnie kiedy COVID
zaatakował, przez co musiała ograniczyć swoje podróże i ograniczyć
bywanie tutaj z Shaumbrą.
I wtedy, ostatniego roku czy coś koło
tego… pozwólcie, że cofnę się trochę bardziej, do 2020 roku. Uświadomiła
sobie, że się urzeczywistniła. Nie opierała się już temu dłużej. Nie
mierzyła się z tym teoretycznie. Powiedziała sobie pewnego dnia, w
samochodzie oczywiście: „Jestem urzeczywistniona” i wtedy to się stało.
I
to było tak, jakby wiele zostało z niej uwolnione w tym momencie. Tyle
zmartwień, wątpliwości, braku poczucia bezpieczeństwa i „a co jeśli”, i
nagle „Jestem urzeczywistniona”. I nie uderzył z nieba piorun, a anioły
nie tańczyły wokół jej samochodu.
Spędziła tę noc właściwie na
kempingu rozpalając ognisko, nikogo nie było w pobliżu. Po prostu
wpatrując się w ogień i uświadamiając sobie, co to naprawdę znaczy być
urzeczywistnionym. To jest tak subtelne i tak piękne.
A potem, jakiś rok temu, powiedziała: „Wiesz, odchodzę. Idę, ale zrobię to po swojemu”.
I
to było trudne, bo toczyła ze sobą walkę. Powiedziała: „Może powinnam
zostać na planecie. Może Adamus chce, żebym tu świeciła swoim światłem i
robiła coś jeszcze”. Ale w końcu powiedziała: „Nie, wybieram to, czego
ja chcę. Wybieram nawet to, jak umrę”. Spędziła większą część ostatniego
roku jeżdżąc po okolicy, odwiedzając przyjaciół, miejsca, które kochała
bardzo mocno, zamykając sprawy, kończąc je. Żadnych dramatów. Żadnych.
Żadnego gniewu. Nie, ona już dawno, dawno, dawno temu odpuściła sobie to
wszystko. Żadnego smutku.
A potem pewnego dnia wyszła sama na
kemping… pewnego dnia niedawno poszła sama na kemping, usiadła i po
prostu patrzyła na wodę, pogłaskała swój samochód, hm, porozmawiała ze
swoim samochodem, pomyślała o swoim życiu i o swoim Urzeczywistnieniu, a
potem po prostu zaczęła iść w kierunku wody, w kierunku jeziora czy
raczej oceanu. Zaczęła iść w kie-runku wody.
Na początku czuła
chłód wody na stopach, to pobudzenie, które się pojawia, kiedy woda po
raz pierwszy dotyka stóp. Uświadomienie sobie: „Ooch, to jest woda i
jest chłodna”.
Weszła mniej więcej po kolana i stwierdziła: „Ech,
naprawdę jest dość zimno. Ha, może po-winnam była wybrać lepszy sposób.
Ale nie, nie. Tak właśnie to sobie zaplanowałam”. I zanim woda podeszła
jej do pasa, już jej nie było.
Przeszła na tamtą stronę. Jej
fizyczne ciało chyba dalej szło zanurzając się w wodę. Tak na-prawdę nie
myślała o zabraniu ciała ze sobą tak czy inaczej, ale ono po prostu
dalej szło w głąb wody. I tak odeszła.
Spędziła kilka tygodni
kręcąc się po planecie, oczywiście w formie niefizycznej, odwiedzając
niektórych z was i po prostu czując z perspektywy tej drugiej strony, o
co w tym wszystkim chodzi. Oczywiście bez wyrzutów sumienia. Żadnych
wyrzutów sumienia. A potem, nie tak dawno temu, chyba około tygodnia
temu ziemskiego czasu, powiedziała: „OK, czas iść dalej”. I kiedy to
zrobiła, znalazła się natychmiast w Klubie Wzniesionych Mistrzów.
Mówimy o tej, którą wielu z was zna, o Patti Severance. O Patti Severance.
Patti
jest dzisiaj z nami. Płacze. Jest tak pełna łez – łez radości i miłości
dla was, dla jej rodziny, dla tych, których znała osobiście i nawet dla
tych, których nie znała, nigdy nie spotkała, ale jest to po prostu
energia jej rodziny. Ona jest Wzniesionym Mistrzem.
Oczywiście,
od razu było sporo świętowania z Sartem i Kuderką, i niektórymi innymi,
którzy przeszli na tamtą stronę i była radość z zobaczenia ich.
Teraz nasuwa się wielkie pytanie, wielkie pytanie.
Odeszła.
Nie było to bolesne. Nie było to trudne. Odeszła i zgodzi się ze mną,
kiedy powiem, że to najłatwiejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobicie. I
nazywam ją prawdziwym Mistrzem, bo wiedziała, że to dla niej koniec. I,
powtarzam, nie było w tym żadnych narkotyków. Po prostu wyszła ze
swojego ciała. I nie było to spowodowane jakimś problemem medycznym czy
czymś takim. Po prostu nadszedł czas i to wskazuje na bardzo ważną
rzecz.
Jest prawdziwym Mistrzem, ponieważ podążała za swoim
sercem w tym, co chciała zrobić. Ale oto wy jesteście wciąż na tej
planecie. To rodzi wielkie pytanie. Dlaczego? Nie musicie tu być.
Przy
okazji, chcę powiedzieć bardzo, bardzo wyraźnie. To nie było
samobójstwo. Samobójstwo jest wtedy, gdy człowiek odbiera życie swojemu
ciału fizycznemu, a więc i mózgowi.
Kiedy po prostu wychodzi się
ze swojego ciała, to nie jest samobójstwo. Nie niszczy się ciała ani
mózgu. Jest to świadoma decyzja o odejściu. Powstaje więc pytanie o
pozostanie, o pójście dalej.
Ona po prostu nie miała już energii.
Powiedziała: „Jestem ponad 70 lat na tej planecie. Jestem zmęczona,
zakończyłam swoje sprawy i jestem szczęśliwa. I dobrze, jeśli pozostali z
was zostaną, ale teraz jest mój czas, żeby odejść”.
Jest więc tu
dzisiaj z nami, po pierwsze, żeby przesłać swoją miłość i swoje
pozdrowienia, ale również po to, żeby zadać wam bardzo trafne pytanie:
„Zajrzyj w swoje serce, czy chcesz zostać?”
Ona nie chciała.
Mówi, żebyście zajrzeli w swoje serce: „Nie ma co się wahać. Nie ma
żadnego: 'Może tak, może nie'”. Czy chcecie zostać?
Jeśli tak, to
nadszedł czas, żeby domagać się swoich praw jako Mistrz. Bez tego się
nie uda. Zbyt mocno będzie bolało. Żadne „może” nie wchodzi w rachubę.
Jeśli chcecie zostać, domagajcie się swoich praw. Jeśli nie chcecie zostać, możecie odejść.
Wasz
duch tak naprawdę opuszcza wasze fizyczne ciało zanim będzie ono
fizycznie martwe. Już was w nim nie ma. W tym momencie jest się jakby w
trybie robota. Mogą minąć dni, ale ciało jest już martwe. I dzisiaj ona
zadaje to bardzo głębokie pytanie: „Co chcielibyście zrobić?”
(pauza)
Ona
nie ma żadnych wyrzutów sumienia, poczucia winy ani nic z tych rzeczy –
to niemożliwe, kiedy jest się Wzniesionym Mistrzem – że nie wytrzymała
na planecie. Żadnych. Ale ona chce, żeby to było bardzo, bardzo jasne,
żebyście wy to sobie wyjaśnili: Czy wybieracie pozostanie i dlatego
decydujecie, żeby wasza energia wam służyła? Czy też chcecie odejść? Nie
ma czegoś pomiędzy. Jej słowa, nie moje.
Weźmy porządny, głęboki oddech.
Teraz
chce wiedzieć, czy zrobimy z nią kiedyś czaneling, może na następnej
imprezie z Merlinem, albo na jeszcze kolejnej. (spogląda na ekran, gdzie
wyświetlane jest zdjęcie Patti) Musisz po prostu pobyć Wzniesionym
Mistrzem. Wyluzuj trochę. (kilka delikatnych chichotów)
A zatem mamy teraz taki wspaniały czas, taki zmieniający się czas. Jeśli zamierzacie zostać, domagajcie się swoich praw.
Weźmy z tym porządny głęboki oddech, jako że doprowadzamy serię Sztuka ławeczkowania do końca, przygotowując się do Alt.
Porządny, głęboki oddech i pamiętajcie cały czas, że wszystko jest dobrze w całym stworze-niu.
Na tym kończąc, dziękuję.
Jestem Adamus z Suwerennej Krainy. Dziękuję. (oklaski publiczności)
(Sztuka ławeczkowania SHOUD 11 – 6 sierpnia 2022 – prezentowany przez ADAMUSA SAINT–GERMAINA za pośrednictwem Geoffrey’a Hoppe)
Tł. Marta Figura
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz